Oprac.R. 1-3R. 4-9R. 10-12R. 13-16R. 17-18Interp.Plan/Mini
Rozdział IV
Egzamin do gimnazjum nie należał do łatwych. Komisja składała się z trzech nauczycieli, wśród których znalazł się inspektor Sieldew i profesor Majewski. Zadawał on pytania z gramatyki i recytacji wierszy. Zdążył odbyć z Marcinem tylko trzy godziny korepetycji, bowiem na czwarty dzień po przyjeździe Marcin zdawał egzamin z języka rosyjskiego. Zdał poprawnie i nie musiał się już o nic martwić, ponieważ została mu do zdania jeszcze religia i matematyka. Było jednak wielu uczniów, którzy nie zdali języka rosyjskiego. Na pytania rodziców, dlaczego tak się stało, inspektor odpowiedział, że dzieci nie znają rosyjskiego i należy z nimi mówić w tym języku w domu.
Kolejnego dnia odbył się egzamin z matematyki i Sieldew odczytał listę przyjętych do gimnazjum. Był wśród nich Marcin i pani Helena bardzo się ucieszyła. Następnym jej krokiem po południu było poszukanie chłopcu stancji. Udała się w tej sprawie do swojej znajomej Przepiórowskiej na przedmieście Wygwizdów. Kiedyś znajoma ta mieszkała niedaleko Gawronek.
Była to kobieta bardzo pracowita. Pomimo śmierci męża potrafiła wychować i wykształcić synów, a miała pięcioro dzieci. Gdy pani Helena dotarła do jej mieszkania, przywitano ją bardzo miło. Umówili się, iż Borowicze będą płacić Przepiórowskiej 150 rubli, ale to nie wszystko, bo dodadzą do tego jeszcze wóz drewna raz w miesiącu, kilka skrzyń ziemniaków i mąki. Gdy pokazała pokój Marcina, pani Helena zdecydowała o zakupie łóżka i siennika, aby chłopak miał na czym wygodnie spać.
Rozdział V
Rozdział rozpoczyna się opisem otoczenia domu „starej Przepiórzycy” – tak nazwali ją chłopcy. Marcin często uczył się na podwórku, lubił zajmować się nauką na powietrzu. Oprócz niego na stancji mieszkało jeszcze sześciu chłopców, których przedstawia narrator. Daleszowscy to byli trzej bracia, których najstarszy chodził do czwartej klasy i miał srebrny zegarek. Z kolei młodsi byli uczniami klasy drugiej. Ich rodzina pochodziła spod Grzymałowa. Szwarc to był uczeń pierwszej klasy ale drugoroczny. Czasem zaczepiał Marcina. Jego ojciec był sztygarem. Byli tam także Soraczek i Pigwański, który chodził do 7 klasy i udzielał korepetycji. Był uczniem zdolnym o duszy poetyckiej. Pisał także wiersze o swojej śmierci.
Marcin bardzo dobrze radził sobie w szkole. Pomagał mu Pigwański, a Przepiórowska dbała o niego. Czasami odwiedzał ich profesor Majewski i lubił rozmawiać z Marcinem. Chłopiec tęsknił za rodziną, ale oswoił się ze szkolnymi murami. Zajmował w gabinecie lekcyjnym miejsce w czwartej ławce pod oknem wraz z Romciem Gumowiczem. Jego matka przychodziła do szkoły z pytaniem o postępy syna. Nie wiedziała, iż nauczyciele i uczniowie naśmiewali się z niego. Marcin także się śmiał do momentu, gdy nie zobaczył łez kolegi.
Rozdział VI
Zbliżały się Zielone Świątki i pani Helenie udało się załatwić synowi dwa dni wolnego. Jechali więc razem do Gawronek i furman Jędrek opowiadał na prośbę pani Heleny o kradzieży ich gniadej klaczy. Po jakimś czasie jednak ona samodzielnie wróciła do domu i tego dnia była w zaprzęgu z innym koniem. Jędrek wychwalał ją, pracowitość i to, że nie pozwalała ludziom na poufałość ze sobą. Została ukradziona, mimo że on i Wincenty spali na progu stajni. Po miesiącu sama wróciła.
Marcinek bardzo się cieszył, że wraca z mamą do domu. Mama także była zachwycona. W pewnym momencie chłopiec zeskoczył z bryczki, nazbierał kwiatów i przyniósł matce, co bardzo ją rozczuliło.
Rozdział VII
Pani Helena chorowała na płuca i któregoś dnia zmarła. Marcin bardzo to przeżywał. Był w pierwszej klasie i jakoś nie potrafił skupić się na nauce, stąd miał zaległości. Dodatkowo demoralizujący wpływ na niego miał nowy kolega Wilczkowicki nazywany „Wilczkiem”. Powtarzał on klasę i nie interesował się nauką, a Marcin brał z niego negatywny wzór z chodzeniem na wagary włącznie. Któregoś dnia byli właśnie na wagarach, gdy Marcin przemarzł.
Poszedł więc do kościoła. Znał tam wszystkie zakamarki, gdyż śpiewał w chórze, zawsze po mszy hymn państwowy. Akurat trafił na księdza Wargulskiego i chór śpiewający polski hymn. Marcin schował się, aby nikt go nie widział i wówczas do kościoła wpadł inspektor Sieldew. Zrobił księdzu awanturę z powodu polskiego hymnu. Wargulski jednak nie ustąpił, wziął za kołnierz Siedlewa i zniósł na dół, a potem wyrzucił za drzwi. W kościele tym, twierdził ksiądz, to on decyduje co i jak się śpiewa. Gdy wracał na górę, napotkał Marcina, który zapytany, czy widział zajście z inspektorem, przytaknął i obiecał, iż nikomu nie zdradzi tej tajemnicy.
Rozdział VIII
Narrator przedstawia postać Rudolfa Leima, nauczyciela i wychowawcę klasy 1A, starszego pana. Uczył łaciny w młodszych klasach. Pochodził z niemieckiej rodziny i studiował w Lipsku. Był bardzo wymagający i wzbudzał w uczniach respekt. Pilnował, aby uczniowie nie rozmawiali między sobą po polsku. Raz za to Marcin musiał odsiedzieć w tzw. Kozie dwie godziny. Leim ożenił się z Polką i miał z nią córki. Organizowały one prelekcje, podczas których czytały zakazane dzieła polskich autorów.
Przeciwieństwem dyscypliny i porządku lekcyjnego, jaki dominował na lekcjach pana Rudolfa były zajęcia z języka rosyjskiego prowadzone przez Ozierskiego. Był mężczyzną zaniedbanym, nie wzbudzał też poważania wśród uczniów i dyscypliny, dlatego lekcje z nim przypominały targowisko. Z kolei profesor Szretter wykładaj język polski, który był przedmiotem nieobowiązkowym.
Nauka polegała na czytaniu fragmentu utworu w języku polskim, a następnie tłumaczeniu na rosyjski, aby potem dokonywać analizy składniowej po rosyjsku. W ogóle nie rozmawiano po polsku. Szretter miał liczną rodzinę na utrzymaniu i wolał się nie narażać, nie zwracać na siebie uwagi. Dlatego nie angażował się w zajęcia i nie zwracał uwagi na liczne wagary uczniów z tych zajęć. Ponoć dawniej był zupełnie inny. Matematykę prowadził profesor Nogacki o usposobieniu podobnym do Leima. Zajęcia prowadził w sposób konkretny i surowy. Potrafił przekazać wiadomości i sprawiedliwie oceniać.
Rozdział IX
Akcja przenosi się w czasie, gdy Marcin był uczniem klasy trzeciej. W drugiej połowie roku szkolnego jego kolega Szwarc przywiózł na stancję zabytkowy pistolet. Bracia Daleszowscy zakupili proch i razem wspólnie kapiszony. Strzelali wszyscy w parku i nikt nie mógł tego słyszeć, ponieważ były to głuche strzały. Którejś niedzieli jednak po nabożeństwie policjant przyłapał Marcina i Szwarca, a Daleszowskim udało się uciec.
Za karę całą noc przesiedzieli w szkole, a kolejnego dnia zebrała się rada pedagogiczna, aby ich przesłuchać. Szwarc nie przyznał się do strzelania, a Marcin powiedział całą prawdę, że strzelał, ale bez prochu. Wywołało to burzę śmiechu. Profesor Majewski zagroził wyrzuceniem chłopców z gimnazjum. Później jednak zmienił zdanie i ukarał ich długim pobytem w kozie o wodzie i suchym chlebie. Ta przygoda spowodowała, że Marcin bardzo się zmienił. Po odsiedzeniu kary poszedł do kościoła. Wierzył w opiekę nad nim ducha matki będącej w niebie. Długo się modlił i od tej chwili często przed lekcjami przychodził do kościoła. Poprawie uległ jego stosunek do nauki i pojawiły się tego dobre efekty.
Oprac.R. 1-3R. 4-9R. 10-12R. 13-16R. 17-18Interp.Plan/Mini