Oprac.Tom 1 Roz. 1-7Tom 1 Roz. 8-14Tom 1 Roz. 15-26Tom 2 Roz. 1-10Tom 2 Roz. 11-21Tom 2 Roz. 22-32Tom 2 Roz. 33-40Tom 3 Roz. 1-10Tom 3 Roz. 11-19Tom 3 Roz. 20-30Interp./Char.Kmicic i Oleńka
Tom II
ROZDZIAŁ I
Soroka, wachmistrz Kmicica, opiekował się nim i wiózł bezpiecznymi ścieżkami przed siebie. Po kilku dniach Andrzej zaczął dochodzić do siebie, ale miał gorączkę i często majaczył. Dojechali po leśnych śladach do jakiejś smolarni. Spotkali tam chłopa, którego strachem przekonali do poczęstunku. Soroka podejrzewał, że trafili na siedzibę jakiejś bandy, ponieważ było tam 6 tapczanów i pełna szopa koni, a także dużo oręża zrabowanego chyba szlachcie. Był czujny i kazał swoim ludziom trzymać nocną wartę. Z chłopem poszli do szopy zobaczyć konie. Były to zwierzęta pięknej i różnej rasy, niemieckie, moskiewski i polskie, 15 sztuk. Korciło go, aby je zabrać i uciekać, ale nie znał drogi wyjścia z tych bagien. Poza tym bał się pościgu księcia na gościńcu.
Nocą uciekł smolarz i bardzo bali się, że sprowadzi rozbójników. Dlatego cały czas trzymali straż, ale nad ranem posnęli. Obudził ich stojący w drzwiach Kmicic. Zdziwili się na jego widok. Rozmawiał z wachmistrzem w chałupie i nakazał szukać listów, które miał przy pasie. Niestety, zaginęły. Rozmyślał o niebezpieczeństwie, jakie niosło ze sobą porwanie Bogusława. Chciał nim się wkupić w łaski konfederatów i oczyścić swoje imię, ale nie udało się.
Bał się o Oleńkę, mogło jej grozić niebezpieczeństwo z rąk Radziwiłłów. Wspominał rozgromioną piechotę węgierską i rozbitych dragonów w Kiejdanch. To były jego grzechy i nikt mu teraz ich nie wybaczy. Widział siebie w roli zdrajcy, Oleńka go za takiego uważała, teraz Radziwiłłowie, a wcześniej konfederaci i inni. Czuł się przegrany. Upadł na kolana i modlił się o boskie natchnienie, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
Rozmyślania przerwał mu strzał. Zdążała przeciwko nim jakaś grupa zbrojnych osób.
ROZDZIAŁ II
Soroka rozpoznał strzał z garłacza i uspokajał wszystkich, że przeciwnicy stoją za daleko, aby mogli im coś zrobić garłaczami. Zaprosili jednego z nich na rozmowy, aby mieć później zakładnika. Pozwolili zbliżyć się do siebie dwóm nieznajomym, którzy podchodząc bliżej okazali się być Kiemliczami. Rozpoznawszy Kmicica, rzucili mu się do nóg. Kosma Kiemlicz, jeden z braci, nosił chorągiew w oddziale Kmicica za czasów, gdy Kmicic podchodził Chowańskiego. Ich ojciec dowodził nimi i bił się tak dobrze jak bracia. Byli to ludzie bardzo mężni, ale też bardzo okrutni dla wroga. Słynęli też z pazerności i chciwości.
Bali się tylko Kmicica i pana Ranickiego, bo w Kmicicu płynęła krew orszańska a Raniecki był senatorem. Mówiono o wielkich skarbach Kiemliczów, ale nie wiadomo czy były prawdzie pogłoski o tym bogactwie. Kmicic pytał o konie, po które kiedyś wysłał z pieniędzmi Kiemliczów. Stary zapierał się teraz, że Zołtareńka mu je zabrał. Żyją z kradzieży koni, biją też i napadają Zołtareńkich i czasem Szwedów, zabierając im konie. Czasem też biją swoich dla zysku. Mieli wioskę z niejakim Kopystyńskim, którego musieli zabić i dlatego uciekali ścigani prawem. Kiemlicz zbadał Kmicica, bo znał się na rzeczy. Kula przeszła po czaszce i spowodował opuchliznę. Wszystko się zagoi. Wciąż myślał i pytał o chorągwie, jakie stoją w pobliżu. Zażądał pióra i inkaustu. Pióro mu Kiemlicz zdobył, atramentem była krew Kmicica.
Pierwszy list był skierowany do Radziwiłła. Kmicic wypowiedział mu służę, bo zdrajcy nie może dłużej służyć. Wspomina także listy pisane do króla szwedzkiego. Jeśli coś stanie się Oleńce, odda listy królowi i wszyscy się dowiedzą prawdy. Nie wytruje też konfederatów, ponieważ on do tego nie dopuści.
Chciał napisać list do Oleńki z dobrą wiadomością, ale postanowił, aby czyny mówiły za niego a nie słowa.
Napisał drugi list do Wołodyjowskiego podpisując się nazwiskiem Babinicz – od wioski, która od wieków pozostawała własnością rodu orszańskiego. Ostrzegał przed możliwością zatrucia wojska poprzez picie wina i piwa, które Radziwiłł kazał zatruć. Nalegał, aby trzymali się w kupie, ponieważ razem są silni.
Po napisaniu listów myślał o wstąpieniu do chorągwi Wołodyjowskiego. Bał się, aby tam nie nazwano go zdrajcą. Za wszelką cenę pragnął walczyć ze Szwedami. Podobnie jak podchodził Chowańskiego, tak teraz mógł zebrać oddział i podchodzić Szwedów. Już widział, jak jego wielkie czyny zmywają złą sławę. Potem miał wyrzuty sumienia i napady skromności. Modlił się do Boga o oświecenie go.
ROZDZIAŁ III
Kmicic przypomniał Kiemliczowi, że zajmuje się rozbojem. Był też kiedyś u niego w oddziale, wziął pieniądze na konie i uciekła zamiast wrócić z końmi. Ponadto Kiemlicze kradną konie nie tylko Zołtareńce ale też Polakom i za to grozi im sąd. Postraszył Kiemlicza, aby ten był bardziej posłuszny i uległy. Chce, żeby Kiemlicz z synami przyłączył się do niego i w walce odkupił winy, odpokutował swoje przewinienia. Któryś z Kiemliczów zajmie się dostarczeniem listów na Podlasie do konfederatów jednego i drugiego do księcia wojewody, ale aby tylko do jego chorągwi.
Kmicic zapowiedział wszystkim, najpierw Kiemliczowi, ponieważ znają go na Litwie jako stronnika Szwedów i zdrajcę, dlatego od teraz mają zwracać się do niego pod nowym nazwiskiem: Babinicz, a nie Kmicic. Kiemlicz doradził, aby nie pokazywać glejtów szwedzkich, tylko udawać drobną szlachtę, handlarzy końmi. Będą udawać, że jadą na targi koni do Soboty pod Warszawą. Jeśli im konie ktoś kupi lub ukradnie, to będą lamentować i jechać na skargę aż do samego Krakowa. Nie będzie też dobrze, jeśli Kmicic będzie się zdradzał ze swoim wielkim urodzeniem, gdyż na zwykłą szlachtę Szwedzi nie zważają, a na możnych owszem.
Kmicic – Babinicz zgodził się na wszystkie pomysły Kiemlicza i w godzinę później siedzieli już na koniach. Wyruszali w bardzo daleką podróż.
ROZDZIAŁ IV
Przemykali razem z Kiemliczami Prusami, aż weszli do Ełku. Wyglądał jak obóz, gdzie szlachta przybyła pod ochronę elektora przed Szwedami. Sprzedali kilka koni i zakupili nowe. Szli w kierunku Szczuczyna, ale Kmicic nie chciał tam wchodzić z obawy przed wojskami konfederacji. Zatrzymali się w okolicy Wąsoszy w karczmie „Pokrzyk”. Przybył tam pewien szlachcic z Wąsoszy, który patrzył i rozmawiał „z góry” na wszystkich. Także z Babiniczem rozmawiał i krytykował Szwedów. Potem zaproponował Andrzejowi, aby został jego rękodajnym, miałby nadzór nad czeladzią i za nim miecz by nosił. Rozbawił tym Babinicza. W końcu przedstawił się, był to pan Rzędzian, starosta z Wąsoszy. Pod koniec rozmowy żołnierz Babinicza dał znać, że jedzie ku nim grupa ludzi. Rzędzian zauważył, że może to być podjazd pana Wołodyjowskiego, która w Szczuczynie ponoć ma się zatrzymać.
Kiedy weszli do gospody nowi goście, Kmicic przesiadł się w najciemniejsze miejsce izby. Rozpoznał Juźwę Butryma, który jego ludzi wymordował. Ten opowiadał Rzędzianowi o sytuacji w Kiejdanach. Także opowiedział o egzekucji Kmicica, który od pachołków go wyzywał przed śmiercią. Potem jednak znaleziono przy nim listy i darowano życie. Butrym sądzi, że książę miał innych oficerów jeszcze, których kazałby rozstrzelać, gdyby zabili Kmicica.
W pewnym momencie do izby wszedł Soroka i Kiemlicz. Butrym ich wypytywał, dokąd jadą? Rzędzian zauważył, że Babinicz nie wygląda na zwykłego szlachetkę, gdyż ma na palcu bardzo okazały pierścień. Babinicz chciałby mu go sprzedać. Butrym podszedł do niego podświetlając pochodnią twarz nieznajomego. Rozpoznał natychmiast Kmicica i porwał się do szabli. Młodzi Kiemlicze zapytali ojca „czy prać?” i rzucili się na Butryma.
Rozgorzała walka, w której górą byli ludzie Kmicica. Część z laudańskich zginęła, inni prosili o litość i Kmicic ich oszczędził. Kazał Rzędzianowi załadować wszystkich na wóz i zawieźć pułkownikowi z wyjaśnieniem, że Kmicic tylko się bronił. Kazał też przekazać panu Michałowi, że się spotkają, ale jeszcze nie teraz. Miał mu też przekazać Rzędzian, aby trzymali się razem, bo Radziwiłł dostanie jazdę od Pontusa i ruszy na nich, mają nie stać blisko granicy. Z kolei wojewoda Witebski chce się przebijać na Podlasie i powinni iść w jego stronę. Rzędzian wyżebrał jeszcze od Kmicica pierścień jako znak, w który uwierzy Wołodyjowski.
Kmicic jechał pełen złości na siebie i los, że musiał pobić tych ludzi.
ROZDZIAŁ V
Rzędzian szybko dojechał do pułkownika Wołodyjowskiego. Witali go wszyscy i Skrzetuski, jego dawny pan. Starosta pokazał pierścień Kmicica i opowiadał o zajściu. Był świadkiem, że Kmicica napadnięto. Przytoczył także słowa rad i ostrzeżeń Kmicica co do chorągwi konfederackich. Na domiar posłaniec przyniósł list, w którym Kmicic wyjaśnia resztę rzeczy. Mówi o tym, iż po unii Litwy ze Szwedami, wojska Septentrionów nie wiedzą, jak się zachować. Bowiem nie chcą walczyć ze Szwedami. Dlatego Janusz może uderzyć na konfederatów, bo od innych wrogów na razie ma spokój. Radzi im Kmicic i zapewnia uczciwość, że jeszcze kiedyś o nim usłyszą wiele dobrego. Już nie jest tym, kim był kiedyś.
Po naradzie, w której szczególne zdanie miał Zagłoba i wszyscy go popierali, postanowili wysłać wieści do pozostałych chorągwi. Mieli się spotkać wszyscy w Białymstoku. Chcieli także prosić tam wojewodę witebskiego Sapiehę. Ponoć wyprzedał się całkiem, aby jak najwięcej wojska do obrony ojczyzny wystawić.
Godzinę później jechali z całą chorągwią do Białegostoku, a posłańcy rozjechali się po inne oddziały.
ROZDZIAŁ VI
Listy Wołodyjowskiego do pozostałych chorągwi odniosły pożądany skutek. Żołnierze z nudów coraz bardziej byli zdemoralizowani. Rozdzielano ich na mniejsze oddziały z obawy głodu podczas zimy. Pierwszy z nich Żeromski miał najlepszą chorągiew i zgromadził wszystkich najszybciej, a następnie ruszył pod Białystko. Tydzień po nim przybył Jakub Kmicic, a po nim Kotowski i Lipnicki. Wielu wolontariuszy przyłączało się do nich i rośli w siłę.
W oczekiwaniu Sapiehy postanowili wybrać spośród siebie regimentarza. Największym mirem i popularnością wśród nich cieszył się Zagłoba. Każdy z pułkowników chciał być wybrany, oprócz Wołodyjowskiego. W końcu jednak wybrano Zagłobę. Mimo że nie chciał tej godności wziąć, wojsko głosowało. W pewnym momencie Roch Kowalski zakrzyknął, że „wuj jest najstarszy” i tak się zaczęło.
Zagłoba obiecywał, że będą bronić ojczyzny i on ich poprowadzi na Radziwiłła. Wojsko skandowało z radości. Dokonał także przeglądu chorągwi, a Wołodyjowskiego ocenił najwyżej i nawet pochwalił go. Obiecał zapamiętać go, jeśli nadal będzie się tak starał. Rozesłał podjazdy w różne strony i podczas narady z przyjaciółmi zdradził im, że po pierwsze wojsko należy utrzymać w ryzach, a po drugie trzeba ściągać od szlachty wiwendy (jedzenie) dla wojska. Przygotował też dużo kwitów zastawnych dla szlachty. Po trzecie jego zdaniem trzeba założyć obóz warowny i usypać szańce. Jedyny kłopot to brak armat.
Przy miodzie Zagłoba zdradził, że jest mu potrzebna kancelaria i pieczęć, ponieważ zamierza zatrudnić kanclerza. Rzędzian bardzo się ucieszył, bo regimentarz spojrzał na niego. Chce też wydać uniwersał, aby innowiercy przechodzili na prawowitą wiarę, bo w przeciwnym razie ich majątki zostaną skonfiskowane na rzecz armii. Drugi uniwersał będzie dotyczyć pospolitego ruszenia z ościennych województw. Zdaniem Zagłoby szlachta chce mieć uniwersały i rząd, więc im to da.
Wyśle też list do króla, w którym płynie Jagiellońska krew. Chce go podtrzymać na duchu. Biedaczysko (król) musi się gdzieś błąkać. Wszyscy już nieco podchmieleni płakali z żalu po królu razem z Zagłobą. Planował też postraszyć elektora Prus, aby przysyłał wiwendy i stawał do boju ze Szwedami. Usłyszano hałasy na dworze i wszyscy wyszli. To gubernator białostocki przybył z armatkami (oktawami), zdał też księgi rejestrowe ze swojej działalności, wniósł 6 tys. złotych, a także muszkiety niemieckie. Zagłoba kazał Oskierce wystawić chorągiew piechoty z rozbitych oddziałów radziwiłłowskich.
Prace z usypywaniem wałów obronnych rozpoczęły się na dobre i serce rosło w żołnierzach. Cieszyli się szczególnie widząc, ile oprowiantowanie ściąga ze sobą każdy podjazd. Z 1500 ludzi wysłał Zagłoba Wołodyjowskiego pod Wołkawyski, gdzie jakiś oddział 2000 Zołtareński zagrażał. Sam został w obozie i z wałów błogosławił wychodzące wojska. Skrzetuski pocieszał Zagłobę, że Wołodyjowski wytrawny żołnierz i nie ma się co bać o powodzenie misji. Najpierw zbada przeciwnika, potem dopadnie lub przyśle po posiłki. Po trzech dniach Zagłoba zaczął się niepokoić. Po dwóch następnych żołnierze na wałach zobaczyli jakieś wojsko. Ktoś rzucił, że Radziwiłł nadciągnął. Wpadli w panikę. Zagłoba pobiegł do Skrzetuskiego, aby przejął władzę. Bał się bardzo. To jednak Sapieha przybył z wojskiem. Zagłoba wyjechał z pułkownikami naprzeciw. Wołodyjowski opowiedział, że wszystkie chorągwie zeszły się tam za radą Kmicica.
Cieszyli się wszyscy, a Sapieha powiedział, że Radziwiłł będzie tam za dwa dni. Zagłoba oddał buławę regimentarza Sapieże. Urządził mu też wielkie przyjęcie. Wołodyjowski opowiedział, jak to pod Wołkowyskiem wpadli w zasadzkę, ale Sapieha przyszedł im z odsieczą. Sapieha trochę żartował z Zagłoby, gdy dowiedział się o listach pisanych przez niego. Zapytał, czy czasem i do cesarza niemieckiego nie pisał? Zagłoba odpowiedział mu, że nie, bo mogliby powiedzieć „Jakaś głowa kiepska – musi być z Witebska”. Zdaniem przypiekł wojewodzie, aż cała szlachta wstrzymała oddech. A Sapieha się roześmiał i powiedział, iż jeśli będzie chciał zgolić brodę, to pożyczy od Zagłoby języka.
ROZDZIAŁ VII
Radziwiłł doczekał się w końcu kilkusetnego oddziału szwedzkiego i mógł ruszać na Podlasie. Czekał jednak, ponieważ słyszał, że pomiędzy pułkownikami są kłótnie i nieład. Miał nadzieję skłócenia ich i awantur. Potem jednak dowiedział się o zgrupowaniu pod Białymstokiem. Następnie przyniesiono informację o regimentarzu Zagłobie i wzorowym ładzie w obozie konfederatów. Książę był wściekły. Z siłami, jakie zebrał, kiedyś odnosił swoje największe zwycięstwa. Był jednak pełen obaw. Bał się, iż Szwedzi liczą się z nim tylko z powodu jego armii kilku tysięcy żołnierzy. Problem polegał na zbyt szybkim topnieniu jego funduszy.
W tym czasie przyjechał do Kiejdan książę Bogusław. Był dobrym nastroju i miał miłe wieści od żony i córki Janusza. Wiedział też o przymierzu zawartym pomiędzy księciem elektorem i pruskimi miastami. Chciał tronu Litwy z Białorusią i Żmudzią. W końcu rozmowa zeszła na Kmicica i listy, jakie obaj wysłali do króla szwedzkiego i innych magnatów.
Bogusław opowiedział Januszowi o próbie porwania go i liście Kmicica do niego. Pisał w nim i groził, iż jeśli cokolwiek stanie się Oleńce, to ujawni listy Radziwiłłów. Janusz dostał ataku astmy i czkawki. Później jeszcze rozmawiali o Kmicicu, a Bogusława zainteresowała Billewiczówna. Miał zamiar ją zbałamucić i zemścić się w ten sposób na Andrzeju.
ROZDZIAŁ VIII
Podczas uczty Bogusław umizgiwał się do Oleńki. Ubrał najpiękniejsze ubranie i starał się zrobić na panience wrażenie. Komplementował ją. Opowiadał o urodzie francuskich kobiet, ale zwracał uwagę na obecne na sali równie piękne lub „gładsze”.
W końcu Bogusław, aby pognębić Oleńkę i wywrzeć na niej wrażenie, wymyślił kłamstwo. Opowiedział wszystkim zebranym, jak to niby Kmicic ofiarował mu usługę porwania króla Jana Kazimierza.
Znał on go dawno i cenił jego przymioty. Jako pierwszy z Polaków jeszcze będąc dzieckiem, był przy zwolnieniu Jana z francuskiego więzienia. Z tego powodu oczywiście odmówił Kmicicowi, ponieważ na króla nie podnosi się ręki. Kmicic ofiarował mu porwanie króla i dostarczenie żywego lub umarłego do Szwedów. Powiało grozą. Oleńka zaprotestowała, a książę Bogusław prosił, aby nie martwiła się tak. Przepraszał, jeśli Kmicic to członek jej rodziny.
Wszyscy domagali się ukarania zdrajcy.
Następnie Bogusław pił z księciem i miecznikiem rosieńskim, gdy dowiedział się, iż będzie gościem Radziwiłła w Taurogach.
Po uczcie czytali list do Janusza od Sapiehy. Ten oskarża go o wywołanie wojny domowej i zaprasza na Podlasie. Zamiast tego radzi mu, aby zwołał pospolite ruszenie z chłopami nawet i uderzył na Szwedów. Daje przykład Michała Radziwiłła, który stanął przeciwko najeźdźcy. Bogusław radził uderzyć na Sapiehę i Janusz obiecał natychmiast to wykonać.
Oleńka modliła się o odmianę losu.
ROZDZIAŁ IX
Szli lasami wśród Kurpiów i po terenach przygranicznych. Unikali spotkania ze Szwedami. Wiedzieli, iż samotne oddziały łupią ludność z dala od miast. Widzieli przy pracy smolarzy, chmielarzy, którzy swój towar dostarczali do Przasnysza. W Myszyńcu dowiedzieli się o oddziałach szwedzkich w Łomży i Ostrołęce. Namawiał Kurpiów, znakomitych strzelców, aby sami ruszyli na Ostrołękę przepędzili wroga. Księża jednak odwiedli ich od tego zamiaru.
Wielu wędrowało do miast, aby przysięgę składać na nowego pana. Dostawali za to świadectwo ratujące ich przed atakiem wojska i rabunkiem. Wielu chwaliło Karola Gustawa za kunszt wojenny. Miał pokonać Kozaków i odegnać Turków. Raz w karczmie wyzwał szlachtę od parobków szwedzkich i trzasnął drzwiami. Ruszył do Przasnysza.
Kilka kilometrów przed miastem zatrzymał ich patrol szwedzki. Najpierw chcieli pobić Szwedów, ale dali się zaprowadzić przed komendanta. Kupił od nich konie i wystawił kwit. Pieniądze mogli odebrać w kwaterze głównej w Warszawie. Kmicicowi było to na rękę, gdyż z kwitem tym mógł jechać przez cały kraj.
Przebrany za szlachcica chodził do karczm, aby dowiedzieć się, jakie są wieści. Drwiono z Jana Kazimierza i to go bolało. Poddał się Kraków a pan Czarniecki dostał się do niewoli. Szwedzi cieszyli się z tego bardzo.
Im bliżej Warszawy, tym zaciętość wobec Szwedów była większa. Kmicic dowiedział się o rozbojach i tyranii szwedzkiej w Wielkopolsce. Tam, gdzie Szwedzi się umocnili, tam wyżywali się na ludziach i nie szczędzili im cierpienia, a nawet tortur. Najgorsi byli bracia szlachcice wyznający tę samą co Szwedzi religię. Oni dopiero grabili dwory i rządzili.
W Pułtusku komendant szwedzki śmiał się z niego. Doradzał, aby wziął wóz na pieniądze, skoro sprzedał konie Szwedom. We wspaniałej gotyckiej kolegiacie stacjonowało wojsko. Żołnierze pili piwo, grali i bawili się. Kmicica ten widok gorszył.
ROZDZIAŁ X
Pod nieobecność Wittenberga Warszawą zarządzał Radziejowski. Było tam wiele żołnierzy różnych narodowości, najemników angielskich, niemieckich czy francuskich. Magnackie pałace były zrabowane i pełne statki wiozły Wisłą łupy wojenne do Szwecji. Za Warszawą było pełno wojska szwedzkiego oraz szlachty sprzyjającej wrogowi. Wojska rabowały i pobierały podatki od szlachty, która Janowi Kazimierzowi nie chciała płacić. Niektórzy korzystali z zamieszani wojennego i zajeżdżali znajomych, z którymi mieli zadawnione krzywdy.
Pod Sochaczewem banda żołnierzy, hultajstwa, napadła na dwór pana Łuszczewskiego, który bronił się dzielnie, choć nie był już młody. Z odsieczą przyszedł mu Kmicic ze swoimi ludźmi. Rozbili grupę i wszystkich zabili, nawet jeńców Kmicic kazał potopić. Rozmawiał później z Łuszczewskim o losach kraju. Przyczyny klęski Polaków są takie same jak Niemców. Szwedzi zawojowali Niemcy rękami Niemców, a teraz Polskę rękami Polaków. Za bardzo urośli, a Polacy zmaleli. Choć jest dziesięć razy więcej Polaków niż Szwedów, to na tę porę nie ma większej potęgi ponad Karola Gustawa. Wezwał do siebie później Oleńkę, swoją córkę i kazał przeczytać przepowiednię świętej Brygidy dotyczącą końca świata. Wynikało z niej, iż kolejni władcy i w tym szwedzcy to szereg spełniających się zapowiedzi nadejścia końca świata.
Starostę przyjechał ratować jego sąsiad Szczebrzycki z czeladzią. Przybył z Sochaczewa i starosta pytał go o jakieś nowiny. Niestety, województwa: krakowskie, sandomierskie, ruskie, lubelskie, bełskie, wołyńskie i kijowskie poddały się Karolowi Gustawowi.
Kmicic postanowił jechał do Częstochowy modlić się za kraj, bo tylko to zdaniem starosty można zrobić. Żegnała go Oleńka. Dała mu monetę, aby w Częstochowie odprawiła się msza za Andrzeja i jego nawrócenie. Kmicic nie mógł w to wierzyć. Same proroctwa go tego dnia spotkały. Złapał na koniec ową prorokinię i prosił o odpowiedź, co się stanie, jeśli ów Andrzej się nawróci i zmaże grzechy, czy będzie go kochała? Odpowiedziała, że tak.
Oprac.Tom 1 Roz. 1-7Tom 1 Roz. 8-14Tom 1 Roz. 15-26Tom 2 Roz. 1-10Tom 2 Roz. 11-21Tom 2 Roz. 22-32Tom 2 Roz. 33-40Tom 3 Roz. 1-10Tom 3 Roz. 11-19Tom 3 Roz. 20-30Interp./Char.Kmicic i Oleńka