Oprac.Tom 1 Roz. 1-7Tom 1 Roz. 8-14Tom 1 Roz. 15-26Tom 2 Roz. 1-10Tom 2 Roz. 11-21Tom 2 Roz. 22-32Tom 2 Roz. 33-40Tom 3 Roz. 1-10Tom 3 Roz. 11-19Tom 3 Roz. 20-30Interp./Char.Kmicic i Oleńka
Tom I
Wstęp
Jest tu rodowód głównego rodu Billewiczów. To na Żmudzi jeden z najbardziej znanych i starożytnych rodów. Wywodzący się od Mendoga ród nie doszedł do większych stanowisk. Byli jednak wzorem patriotyzmu i mieli wielki szacunek w całym Rosieńskim. Za Jana Kazimierza patriarchą rodu był Herakliuszt Billewicz, podkomorzy upicki i pułkownik. Prowadził on chorągiew laudańską i siedział w Wodoktach. Był dla szlachty wielkim autorytetem. Kiedy zmarł na apopleksję, dowództwo przejął młody Wołodyjowski, sławny już rycerz.
W testamencie zapisał Lubicz i rękę swojej wnuczki Aleksandry Kmicicowi, chorążemu orszańskiemu. Cztery lata przed śmiercią rozmówił się z ojcem młodego Andrzeja i starodawnym zwyczajem podjęli decyzję za dzieci. Kmicice byli wielką rodziną i mieli też duże majętności rodowe.
Niestety, większość w województwie smoleńskim, które było zajęte wojną i uznane za stracone. Z kolei panna Aleksandra uchodziła powszechnie za piękną i bardzo majętną. Stanowiła dla każdego kawalera dobrą partię, a wszyscy w okolicy mówili o niej „nasza panna”.
ROZDZIAŁ I – 1
Akcja rozpoczyna się w styczniu 1655 roku na Żmudzi (Litwa). Na dworze panowała mroźna zima z głębokimi zaspami. W domu Billewiczów panna Aleksandra wraz ze służbą i krewną Kulwiecówną zajmowały się pracami ręcznymi przy tkaniu. Aleksandra myślała o Orszy, miejscowości, do której pojechał przed śmiercią jej dziadek. Zawarł tam układ z Kmicicem dotyczący małżeństwa Andrzeja z Oleńką. Zamiast jednak do Wodoktów do panienki, młodzieniec wyruszył na wojnę pod Beresteczek, a potem pilnował schorowanego ojca. Martwiła się o niego.
Dało się słyszeć jakieś hałasy na dworze. Kulwiecówna myślała, iż to od Gasztowtów przysłano po lekarstwa dla pułkownika, którego tam leczono (Wołodyjowskiego). Ale służący Żmudzin oznajmił, iż przybył kawaler Kmicic.
Panna Oleńka była zaskoczona, zmieszana, ale w końcu jej narzeczony pojawił się. Był to hardy, młody i przystojny rycerz, który oglądał ją w świetle ognia z kominka i głośno zachwycał się legatem (zapisem w testamencie), jaki dziadek Billewicz mu zostawił. Dał mu jeszcze wieś Lubicz, ale tam dopiero pojedzie. Najpierw przybył spotkać się z narzeczoną, hardo stanął przed nią, przedstawił się i spytał o ślub. Wspomina, jak to cztery lata wcześniej był w Orszy jej dziadek i zapisał mu Oleńkę w testamencie. Następnie przedstawiła mi Kulwiecównę jako cioteczkę, a on wspomniał, iż jej krewniak jest u niego w oddziale. Patrząc na Oleńkę, dziękował Billewiczowi, że zostawił mu taką piękną wnuczkę za żonę. Weźmie ją za żonę, bo jest ona mu przeznaczona i kocha go. Ona odpowiedziała, że tego Kmicic nie może jeszcze wiedzieć.
Przeszli do pokoju z czeladnej izby, w której wszyscy plotkowali o Kmicicu, jego męstwie, jak odważnie postępuje sobie z panną Oleńką. Widzieli, jak bardzo mu się spodobała.
Oleńka z Andrzejem rozmawiali chwilę i on mówił jej komplementy. Następnie gwałtownie upadł jej do nóg, bo tak niby jest w zwyczaju w Smoleńskiem, że kiedy kochasz, padaj do nóg. Następnie wstając przyciskał ją do siebie i całował w dłonie, czego nie wzbraniała. Rozmawiali o działaniach wojennych, w których brał udział Kmicic. Podchodził nieprzyjaciela i naprzykrzał się mu, wpadał w zasadzki i z nich uciekał, a potem bił nieprzyjaciela i znów uciekał ze swoimi 200. dragonami. Potem miał ochotników, a wśród nich wielu łotrzyków. Na pytanie Oleńki, czy przyprowadził do Lubicza całą chorągiew odrzekł, iż książę wojewoda wyznaczył mu odpoczynek zimowy w Poniewieżu. Część hołoty (tak określa Kmicic swoich ludzi) zostawił w Upicie, a godniejszym kazał jechać do Lubicza.
Oleńka wysyłała po niego szlachtę laudańską, ale on i tak w te strony na spoczynek wracał. Chciał zapłacić wysłańcom za fatygę, ale obrazili się na niego. Zażartował, że skoro pieniędzy nie chcieli, kazał ich obić. Na te słowa Oleńka bardzo się przelękła. Kimicic złościł się na szlachtę laudańska, nazywając ich szaraczkami. Dowiedział się, iż szlachtę tę szanował bardzo dziadek Billewicz i ich to mianował na opiekunów Aleksandry. Bardzo się z tego powodu zdziwił i zdenerwował. Skoro on tu jest, żaden szaraczek nie będzie jej opiekunem, a ni Radziwiłł birżański. Oleńka skrytykowała go za dumę. Powiedziała także, iż pół roku trwa żałoba dopiero po niej może nastąpić ślub.
Kmicic opowiada, że uschnie przez ten czas. Prosi, aby nie gniewała się na niego, bo ma już taki charakter gwałtowny. Kiedy kogoś nie lubi, jest w stanie go rozerwać na części. Gdy mu przejdzie, chciałby tę osobę pozszywać. W jego rejonie to normalne. Nawet kobiety tam hetmanią, a przykładem jest Kokosińska, która poległa kawalerską śmiercią. Kmicic jest tak wychowany, iż kiedy jest czas na wojnę, to on idzie, w czas sejmików gardłuje, a jeśli to nie pomaga, trzeba wziąć szablę w dłoń i walczyć o swoje. Takiego go poznał dziadek Billewicz i takiego jej wybrał na męża. Oleńka odpowiedziała, iż zawsze z wolą dziadka się zgadzała.
Następnie po kolacji Kmicic wyjeżdża do Lubicza po północy. Cały czas całują ją po rękach i pyta, czy miłuje go? Ona chce odpowiedzieć kiedy indziej, za jakiś czas. Po jego wyjeździe poszła pomodlić się, a Kulwiecówna pytała o to, czy podobał się jej kawaler. Westchnęła tylko. W środku myślała, że podobał się jej Andrzej, taki właśnie szczery i męski, odważny i bezpośredni, silny i pewny siebie.
ROZDZIAŁ II – 2
W Lubiczu jeszcze świeciły się światła. Chlebem i solą przywitał swego pana Znikis, a przyjaciele rycerze biesiadowali od trzech godzin i nawet nie słyszeli dzwonków w zaprzęgu. Przywitali się serdecznie z dowódcą i pili do białego rana.
Kokosiński, Ranicki, Uhlik, Kulwiec – Hippocentaurus i Zend, który umiał udawać zwierzęta to przyjaciele Kmicica i kompani. Każdy miał coś na sumieniu i tylko wojna uratowała ich przed prawem i sądami.
Bawili się teraz razem. Byli ciekawi i wypytywali, jak podoba mu się narzeczona. Zachęcali, aby nie czekał, tylko robił dzieci, bo maleństwom śpieszy się na świat. Narzekali, iż są biedni i on ich nie będzie chciał znać. Kmicic zapewnia ich jednak, iż to, co on posiada, to jest również i ich własnością.
Kiedy zdrowo już podpili, Ranicki, świetny fechmistrz, trenował szablą. Pokłócił się z Uhlikiem o mistrzostwo w szabli. W jego opinii nikt nie pokona Kmicica na szable. Natomiast on jest lepszy w strzelaniu. Strzelali idąc o zakład, o dukata, kto trafi między rogi wiszącej czaszce zwierzęcia. Kmicica nie musieli namawiać do tych zawodów. Na koniec Zend zobaczył w oknach dziewczęta czeladne i wszyscy rozbawieni żołnierze za nimi pomknęli.
ROZDZIAŁ III – 3
Przez kilka dni Kmicic odwiedzał Oleńkę w Wodoktach i zakochał się coraz mocniej. Któregoś dnia zaprosił swoich kompanów do złożenia wizyty panience i mieli razem pojechać do Mitrunów, trzeciego majątku pozostawionego im w spadku. Jadąc w cztery sanie uprzedzał przyjaciół, aby nikt nie śmiał Oleńce jakiejś krzywdy zrobić, bo posieka takiego na bigos. Wspominał stare czasy i złą sławę, o którą ich oskarżał, ale Kokoszka nie pozostawał dłużny. Wypomniał Andrzejowi pana Tumgrata, którego sponiewierał na mrozie przy koniu prowadził, a także pobicie Wyzińskich, zabicie koroniarza, rozpędzenie sejmiku. Kmicic powiedział, że Tumgrat wybaczył mu te zajścia na łożu śmierci. Ma wyrzuty sumienia co do swawoli w ostatnich dniach i bałamucenie dziewcząt. Zakazał mówić o tym.
Rozmawiali jeszcze podczas drogi o wyższości rodów Kmicica nad laudańskimi „szaraczkami” (zubożała szlachta zajmująca się rolą). Im to Billewicz powierzył pieczę nad Oleńką i tego nie może zrozumieć Kokoszka i Kmicic. Oni nie będą go słuchać, gdyż mają swego pułkownika Wołodyjowskiego. Kmicic słyszał kiedyś o takim rycerzu. Podziwiali porządek i ład Wodoktów.
Przywitała ich Oleńka z szacunkiem i uznaniem. Byli umówieni na kulig do Mitrunów, gdzie Kulwiecówna już podążyła, aby przygotować im poczęstunek. Kiedy poszła przebierać się do drogi, Ranicki i Kokosiński kłócili się o urodę panienki i po to, że nie popisali się wymową. Kmicic był dumny z wrażenia, jakie wywarła na nich Oleńka. Razem z podkomorzym często bywali na dworze wojewody w Kiejdanach i tam nabrała ogłady i wykształcenia.
Jechali saniami otuleni ciepłym zdobionym fartuchem i wyznawali sobie miłość. Wywoływali echo i całowali się. Wtem pojawił się wachmistrz Soroka na koniu. W Upicie, gdzie stało wojsko Kmicica, doszło do walki z mieszczanami. Nie chcieli dać żołnierzom jedzenia, ponieważ nie było takiego zamówienia. Wówczas żołnierze napadli na burmistrza i podpalili dwa domy. Kmicic pozostawił wszystkich i ruszył do Upity, żałując, że kulig się nie udał.
ROZDZIAŁ IV – 4
Szlachta laudańska, Pakosz Gasztowt, który gościł u siebie pana Wołodyjowskiego, patriarcha zaścianka, Kasjan Butrym, najstarszy człowiek na Laudzie i Józwa Butrym przybyli do Oleńki pod nieobecność Kmicica. Kluczyli w słowach, aż wreszcie ojciec Kasjan chwalił Kmicica, ale ganił jego kompanów.
Mówił, że na każdym z nich ciążą srogie wyroki, że to pospolici przestępcy, którzy dawno już powinni gnić w wieżach, ale broni ich pan Kmicic, który jest wielkiego rodu. Pierwszego dnia w Lubiczu strzelali do obrazów przodków Billewiczów z bandoletów. Potem z rozpusty do komnat powciągali dworskie dziewki.
Podobnie wojsko w Upicie morduje, kradnie i bije obywateli. Nic tylko stróżować z karabinem trzeba, bo wojsko Kmicica przyjechało. Oleńka nie chciała wierzyć. Postanawia rozmówić się z Kmicicem, aby wygonił bandytów spośród swego grona. W tym celu wysłała Kostka do Lubicza. Płakała, ponieważ Kmicic codziennie wracał od niej do dziewek, a teraz przed uczciwymi ludźmi musiała go tłumaczyć i usprawiedliwiać.
Znikis, włodarz z Lubicza przyjechał powiedzieć, że Kmicica jeszcze nie ma, nie wrócił z Upity. Rozpytywała go o prawdę. Dowiedziała się, iż kompani Andrzeja piją i jedzą, ucztują codziennie i bawią się z dworskimi dziewkami. Wychodzą nawet na wieś polować na dziewczyny. Cała okolica żyje w strachu i on też boi się tam wracać. Oleńka każe mu pozostać w Wodoktach. Dowiaduje się też, że Kokosiński z innymi żołnierzami chcą iść z odsieczą do Upity. Z tego powodu mają zamiar prosić Oleńkę o ludzi i prochy.
Kiedy przybyli do Wodoktów kolejnego dnia, spotkali odmowę z ust Oleńki i oskarżenia o niemoralne warcholstwo. Przypomniała im, że Kmicic rozkazał im siedzieć w Lubiczu i powinni słuchać rozkazów. Wściekli opuszczali Wodokty z zamysłem, aby dotrzeć do Upity na pomoc Kmicicowi.
Po drodze wpadli do gospody w Wołmontowiczach na gorzałkę. Napili się nieco i zobaczyli szlachcianki grzejące nogi przy kominku. Uhlik zaczął grać na czekanie, a reszta sunęła w tany. Wówczas Butrym podszedł do Kulwieca i zagroził im, aby wynosili się z gospody. Rozpoczęła się bitwa.
ROZDZIAŁ V – 5
Tego wieczora wraz z ponad setką ludzi przybył do Wodoktów Kmicic. Miał zamiar odstawić ludzi do Kiejdan. W małym miasteczku nie mogli stacjonować. Patrząc na owych ludzi, można było wnioskować, że gorszych zabijaków i zbieraniny nie można było znaleźć. Nie miał on listów zapowiednich i pieniędzy od Rzeczpospolitej, dlatego brał i rabował nieprzyjaciół, ale i swoich. Bali się go wszyscy i on nad żołnierzami panował. Kiedy wrócił do Oleńki, ta wypytywała go o sprawiedliwość, jaką zaprowadził w Upicie. Bardzo jej zależało, aby w okolicy uważano go za prawego obywatela. On spokojnie opowiadał, jak to musiał spokój zaprowadzić w Upicie. Jego prawo to szabla, kto ma szablę w ręce, ten ma rację. Kto dostanie szablą po łbie, ten będzie spokojny. Kazał wychłostać burmistrza i radnych w Upicie. Potem przyszło wojsko z oficerami, tych przegonił, a oficerów nagich puścił po śniegu. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że w oczach Oleńki to nie jest godne postępowanie.
Ona boi się krzywd ludzkich i Boga. Wolą dziada było, aby została żoną uczciwego człowieka. Wypomniała mu strzelaninę w Lubiczu i dziewki. Cała szlachta o tym mówi. Kmicic odgraża się całej szlachcie uznając ich wciąż za szaraczków.
Kmicic uważa, że w Rzeczpospolitej ten ma rację, kto ma szablę w dłoni i kto potrafi zebrać jakąś partię ludzi. Oleńka każe mu wybierać pomiędzy nią a kompanami. Kmicic wychwala swoich towarzyszy, każdy z nich ma także wiele zalet. Nie chce wierzy i śmieje się, kiedy ona opowiada, jak to pogoniła ich do Lubicza. Billewiczówna wyrzeka się go, jeśli się nie chce zmienić. On wychodzi, ale czyni to z trudem. Oleńka płacze, Kmicic ją pociesza i odjeżdża.
W drodze do Lubicza robi rachunek sumienia. Dochodzi do wniosku, iż takie jego zachowanie było kiedyś dobre, ale nie teraz, kiedy miał zamiar ożenić się i osiąść na tej ziemi. Każdy będzie mu tutaj pamiętał występki i dopadnie go sąd. Był zły na swoich kompanów i obiecał sobie, że gdy zastanie ich na pijaństwie i rozpuście, to osobiście ich ukarze. W Lubiczu nikt go jednak nie powitał, a w jednej z komnat zastał leżących po ścianą towarzyszy. Z początku myślał, że są pijani i wołał ich, lecz przyświecając światłem zobaczył, że nie żyją.
Jedynie Rekuć jeszcze oddychał i pytanie o sprawców mordu odpowiedział „Butrymy”. Kmicic odruchowo kazał wsiadać na koń i pędem pojechał żądny zemsty do Wołmontowiczów. Wkrótce nad wsią wznosiła się łuna, żołnierze palili i mordowali, a ludzie z sąsiednich wiosek przybywali Butrymom z odsieczą.
Kulwiecówna zbudziła tej nocy Oleńkę. Zrozumiała, że to Kmicic spalił Wołmontowicze. Otworzono też drzwi, to przybył Kmicic. Udało mu się ujść z życiem, teraz jest ścigany. Ukryła go przed pościgiem. Jego konia znaleziono pod lasem, a potem pościg przyszedł do niej. Okłamała ich, że nie widziała Kmicica. Kiedy odjechali, kazała Kmicicowi wziąć konia i iść precz na wieki.
ROZDZIAŁ VI – 6
Panowała wielka żałoba po śmierci wielu ludzi w Wołmontowiczach. Wszystkich żołnierzy Kmicica wybito, ale opłacono to stratami. Oleńka oddała pogorzelcom Mitruny, a ponad stu szlachty broniło jej Wodoktów. Wierzyli, że Kmicic uszedł, ale powróci dla zemsty. W sądzie zaroiło się od pozwów na Kmicica i starosta rozesłał pachołków do schwytania przestępcy.
Szlachta laudańska po miesiącu przybyła na naradę do Oleńki, a ona przewodniczyła i nakazywała, aby nie brać majątku ani też nie nastawać na życie Kmicica, bo tylko od niego mogą swej krzywdy dochodzić. Jakiś czas po tym dostała list od Kmicica. Zapewniał, że odda Lubicz i schowane zdobyczne ruble, aby zrekompensować szkody Butrymom. Wymienia też powód złości, jaka skierowała go na Wołmontowicze, mianowicie śmierć niewinnych jego kompanów. Zostali oni jego zdaniem pomordowani i potraktowani tak, jak nie potraktowaliby ich nawet Tatarzy. Przeprasza Oleńkę za to wszystko, prosi o danie szansy i miłość. Bez niej jest gotów na jeszcze większe przestępstwa. Jeśli Oleńka go opuści, to i Bóg go opuści.
Odpisała mu, że jeśli pokrzywdzona szlachta mu przebaczy, to i ona także, jeśli ta szlachta go przyjmie, to i ona, ale najpierw niech Bóg mu wybaczy, bo pomoc boska jest mu najbardziej potrzebna. Posłańca, chłopa pytała, czy pan jest chory i czy ma co jeść?
Usłyszała, że Kmicic jest zdrowy i bogaty. Kazała przekazać, żeby Kmicica Bóg błogosławił.
Na Żmudzi panował głód. Wojska Chowańskiego atakowały Litwę i w okolicach było pełno od zbiegów, którzy ginęli z mrozu i głodu. Rozpleniły się wilcze stada, które podchodziły pod zabudowania pewne swego. Pomiędzy Radziwiłłami, książętami a Gosiewskim hetmanem polnym panowała niemal wojna, która doprowadzała do wielu potyczek i napaści. Jedni i drudzy mieli swoich stronników. Obaj prowadzili bitwy i kampanie przeciwko zewnętrznemu wrogowi. Nie mogli liczyć na wojska Korony, które były zajęte walkami z Chmielnickim na Ukrainie, ani na pospolite ruszenie. Na Żmudź przyszły wojska Radziwiłła i stał się względny spokój. Oleńka żyła spokojnie w Wodoktach, a Wołodyjowski w Pacunelach dochodził do zdrowia, gdy stała się rzecz straszna.
ROZDZIAŁ VII – 7
Wołodyjowski leczył ręką, która mu czasami sztywniała jeszcze, w domu Gasztowta w Pacunelach. Szlachta laudańska ceniła jego sławę rycerską i w niego bardzo wierzyła, gdyż widziała go w boju. Wpadli też na pomysł, aby zeswatać pułkownika z Oleńką. Wołodyjowski zgodził się bez namysłu, ale Oleńka również bez namysłu odrzuciła ten projekt.
Rycerz powracał do zdrowia w Pacunelach, a czas spędzał na rozmowach, treningach i opowieściach o bitwach, w których brał udział, a także opowiadał pannom Gasztowta o życiu dworskim w Kiejdanach i zamku królewskim o teatrze, o którym nie słyszano na wsi. Kiedy wspominał o wyjeździe, panny wzdychały, a on obiecywał, że nigdy ich nie zapomni. Dowiaduje się, iż Oleńka całymi dniami tylko płacze.
Jednego dnia wpadł z wielkim hałasem włodarz z Wodoktów, któremu udało się zbiec. Przyniósł nowinę, iż Kmicic porwał panienkę i z ludźmi wyrżnął czeladź. Wołodyjowski wsiada na koń i rusza z Butrymami do Wodoktów. Zebrali spory oddział i podczas marszu spotkali się z innymi. Kmicic porwał panienkę do Lubicza. Ponoć ma ludzi ze 200, ale najwyraźniej nie wie o powrocie części szlachty z wojska na urlopy. To może być zaskoczenie. Niebawem Wołodyjowski zebrał około 300 ludzi dobrze wyćwiczonych żołnierzy i ucieszył się na widok oddziału tak sprawnie wykonującego jego rozkazy. Myślał o dalszych wyprawach, na które je zabierze.
Kiedy przybyli nocą do Lubicza, widzieli kozaków krzątających się przy załadunku wozów. Stanęli na straży jedynej drogi do Lubicza, wokół którego tylko bagna i mokradła. Wołodyjowski kazał zejść swoim z koni. Doszli do zabudowań i otoczyli je ze wszystkich stron. Spostrzegli ich w końcu kozacy i stanęli do boju, ale efekt zaskoczenia był ogromny. Żołnierze Kmicica ginęli, inni prosili o litość. Kiedy szlachta została sama, z domostw odezwały się liczne strzały z muszkietów, grad kul. Podeszli więc pod mury. Musieli rąbać drzwi, aby wejść do środka. Wkrótce przybyły posiłki z innych zaścianków i od środka dał się słyszeć głos Kmicica.
Prosił, aby nie rąbali drzwi i ostrzegł, że jeśli nie odstąpią, to on wysadzi dom i wszyscy zginą. Wołodyjowski nazwał go zdrajcą i kazał wychodzić na szable. Jeśli pokona pułkownika, odejdzie żywy. Kmicic kazał przysięgać laudańskim, że nie zabiją go, gdy on zwycięży. Wołodyjowski ustalił warunki, że Kmicic odejdzie, panna pozostanie, a ludzie Kmicica pójdą w niewolę.
Kiedy Kmicic wyszedł, poznał Wołodyjowskiego, trochę z niego kpił, bo nie wyglądał na wielkoluda. Kazał mu się też szykować na śmierć. Był dumny i hardy. Prosił też z tego powodu, aby zaniechał walki. Tłumaczył, że przecież nie znają się, a Kmicic przybył po Oleńkę, ponieważ jest jego, tak samo jego jest Lubicz. Na pytanie o kozaków, odrzekł, że nie przeciwko ojczyźnie ich zaciągnął, ale aby własnych spraw dochodzić. Tego Wołodyjowski nie mógł mu wybaczyć. Kazał też rozświetlić krąg mimo wschodzącego słońca i wkrótce zaroiło się od pochodni.
Walczyli jak mistrz z uczniem. Choć Kmicic zarozumiały i najlepszy w powiecie orszańskim, tak się przechwalał, to Wołodyjowski nie musiał się trudzić wiele. Kmicic w końcu sam poprosił, aby pułkownik kończył i oszczędził mu wstydu. Po tej prośbie Wołodyjowski ciął go w głowę tak, że Kmicic upadł mu pod nogi nieprzytomny. Po walce kazał go pułkownik opatrzyć i jeśli wyzdrowieje, szlachta będzie mogła dochodzić swoich krzywd. Zostanie oddany hetmanowi i ten go osądzi.
Po walce odnalazł w domu Oleńkę i przedstawił się jej. Kiedy opowiedział, że Kmicic leży na podwórku bez tchu, niemal zemdlała. Dopiero gdy okazało się, iż jest ranny, doszła do sił. Kmicica wniesiono później do izby i położono na łóżku. Opiekował się nim Krzysztof . Panna z pułkownikiem wyszli z domu, wówczas szlachta wiwatowała na ich cześć i na cześć zwycięstwa.
Oprac.Tom 1 Roz. 1-7Tom 1 Roz. 8-14Tom 1 Roz. 15-26Tom 2 Roz. 1-10Tom 2 Roz. 11-21Tom 2 Roz. 22-32Tom 2 Roz. 33-40Tom 3 Roz. 1-10Tom 3 Roz. 11-19Tom 3 Roz. 20-30Interp./Char.Kmicic i Oleńka