Oprac.R. 1-2 R. 3-6R. 7R. 8-10 Interp.TESTKafka i szczęście
ROZDZIAŁ VII Adwokat – Fabrykant – Malarz
Padał śnieg. Józef K. siedział w banku i na niczym nie potrafił skoncentrować uwagi. Zabronił wpuszczania do siebie kogokolwiek. Cały czas myślał o procesie. Rozważał swój pomysł napisania swojej obrony na piśmie. Miał to być życiorys i uzasadnienia postępowania w przypadkach, które sobie przypomina. Korzyści mogłyby być wielkie z tego, bowiem adwokat nie spisywał się jego zdaniem najlepiej. Dawał mu od czasu do czasu jakieś błahe rady i K. nie zamierzał mu zapłacić za jego pracę.
Adwokat do pewnego stopnia upokarzał Józefa K., aby potem dodawać otuchy. Chwalił się przy tym, iż prowadził i wygrał procesy trudniejsze niż ten. Zebrane doświadczenie wychodzi na dobre K., chociaż i tak nie wiadomo, jak prowadzić postępowanie. Nie są znane dokumenty prokuratorskie i nie wiadomo, jakie wnioski przygotować dla sądu. Z tego powodu dopiero z biegiem czasu po zapoznaniu się z pierwszymi oskarżeniami będzie można stawiać wnioski i je badać przed sądem. Z tego powodu obrona jest w trudnym i niekorzystnym położeniu.
Praca adwokatów jest bardzo poniżająca. W całym sądzie wyznaczono im nędzną komórkę i tam się kłębią. Sąd chce ich upokorzyć. Na środku tego pokoju jest dziura, przez którą można do kolona wpaść piętro niżej. Nikogo to jednak nie obchodzi. Często wpada się nogą na korytarz, co widzą zebrane strony i to jest haniebne. Huld tłumaczy, ze takie traktowanie adwokatów ma wskazywać pozwanym, iż wszystko zależy od nich.
Wyeliminowanie obrony ma uświadomić samotność oskarżonego, może on liczyć jedynie na siebie. Adwokaci w tym sądzie są jednak bardzo potrzebni, gdyż oskarżeni są zalęknieni i nie potrafią się bronić z powodu braku skupienia. Niestety, obrońcy nie są obecni podczas przesłuchania, dopiero po przesłuchaniu znają tok przesłuchania z ust oskarżonego. Często muszą się domyślać, o co tak naprawdę chodzi i łączyć wszystko w jedną logiczną całość, aby móc bronić klienta.
Najważniejszą rzeczą pozostają jednak prywatne stosunki adwokata z członkami sądu. Niektórych sędziów można przekupić i w ten sposób wedrzeć się do systemu. To jednak też nie daje gwarancji i najlepiej jest mieć dobre, uczciwe układy z urzędnikami wyższymi niższego stopnia. Tylko w ten sposób można wpłynąć na bieg sprawy i tutaj K. dobrze trafił.
Czasami urzędnicy sami przychodzą, rozmawiają i w ten sposób można zmieniać lub wpływać na przebieg procesu. Nie ma jednak gwarancji na słowa urzędników. Często bywa, że nazajutrz podejmują i tak rozbieżne decyzje, zaskarżają wyroki surowsze, niż te, od których klient się odwoływał.
Nie można zrozumieć porządku zależności rang i funkcji urzędników sądowych. Sprawa sądowa pojawia się w sądzie nie wiadomo skąd. Zajmują się nią urzędnicy różni na różnych etapach procesu. Często pierwsi z nich nie mają pojęcia, jak potoczy się ono dalej, na drugim etapie i później na kolejnych. Adwokat wie w tej kwestii więcej. Wszyscy urzędnicy wydają się rozdrażnieni, chociaż są spokojni.
Pewnego razu jeden z nich zrzucał wchodzących adwokatów ze schodów i nie można było go za to ukarać. Wreszcie wymyślili, że będą wchodzić do góry tylko po to, aby nadwerężyć siły starca. Po jakimś czasie opadł z sił i mogli wejść do góry. Żadnemu z nich nie wpadło do głowy reformowanie sądu, ulepszanie. Natomiast każdy nowo oskarżony od samego początku chce reformować sąd i wprowadzać zmiany. To jest działanie i myślenie bezowocne.
Należy pogodzić się z panującymi realiami, aby sobie nie zaszkodzić. Trzeb zachowywać się ostrożnie i spokojnie, nie można usuwać sobie ziemi spod nóg. Na przykład K. spotkał w domu adwokata dyrektora kancelarii i nie wykorzystał tego faktu, aby zbliżyć się do tego człowieka. Postąpił bardzo lekkomyślnie. Urzędnicy są jak dzieci, niewinny żart jest ich w stanie obrazić. Często później podstawiają nogi każdemu, by nagle zmienić zdanie w wyniku przejednania. Nie ma zasad postępowania z nimi.
Najgorsze wypadki są wtedy, kiedy sprawa i obrona zostają odebrane adwokatom na jakimś etapie procesy. Nie zdarzyło się nigdy, by oskarżony zrezygnował w trakcie procesu z pomocy adwokata, natomiast bywa, iż adwokaci zostają wykluczeni ze sprawy. Wracają wówczas do domu, gdzie przesyła się im skrzętnie wypisywane wcześniej wnioski, które aktualnie nie dają się włączyć do procesu i są bezużyteczne. Gdyby udało się pozyskać do sprawy dyrektora kancelarii, byłoby świetnie.
Tego typu wywodami karmił K. jego adwokat. W zasadzie niczego nowego nie mówił. Możliwe, iż K. zbyt późno zdecydował się na włączenie do sprawy adwokata. Jedynymi dobrymi stronami spotkań z Huldem była herbata Leni. Dziewczyna stawała przy nim tak, żeby mieć z nim kontakt fizyczny. Gdy Huld nie widział, głaskała K. po włosach a on ściskał jej dłoń.
K. coraz głębiej utrzymywał w sobie, iż obrona i pomoc Hulda nie były mu potrzebne. Nie było jeszcze odpowiedzi na pierwszy ich wniosek. Sąd wcale nie śpieszył się, ale mógł ich zaskoczyć swoistymi decyzjami. Należało się z nimi liczyć, nawet z wyrokami.
K. uważał, iż powinien interweniować osobiście. Nie bardzo jednak przejmował się całą sprawą. Nie widział w sobie winy, zatem wizja końca procesu nie przerażała go. Gdyby był sam, zupełnie nie przejmowałby się sprawą. Teraz jednak wuj załatwił mu adwokata i K. także wobec znajomych opowiedział o procesie. To zobowiązywało. W krótkim czasie potrafił wzbić się w banku na stanowisko prokurenta. Te same talenty mógł wykorzystać teraz w procesie. Chciał odebrać sprawę adwokatowi i samemu się bronić. Obwiniał go o opieszałość i złe prowadzenie procesu. Musiał zacząć od napisania wniosku do sądu. To przerastało jego siły. Siedział w biurze i wciąż zastanawiał się nad tymi kwestiami. Tymczasem pod jego gabinetem zebrali się ważni petenci.
Jednym z petentów czekających na wizytę u K. był fabrykant. Musiał zgodzić się i przyjąć go. Fabrykant wyłuszczał swoje problemy inwestycyjne, ale K. był daleko myślami. W pewnym momencie do biura wszedł wicedyrektor i zauważył fabrykanta. Ten użalał się na K., który nie ma nastroju do prowadzenia interesów. Odszedł z wicedyrektorem. Urzędnik chętnie zajął się jego problemami. Wziął akta z rąk K. i razem z fabrykantem poszli do biura dyrektora. Fabrykant odchodząc, nie żegnał się, gdyż miał do powiedzenia K. ważną prywatną sprawę dobrą dla K.
Po wyjściu fabrykanta i wicedyrektora K. siedział nieprzytomnie i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony miał zapał do kierowania swoim procesem samodzielnie. Z drugiej miał pewne obawy, gdyż nie wiedział, jak długo potrwa proces. W takiej chwili nie był w stanie niczego planować, ani też nie mógł pracować. Chodził po pokoju bez celu, otworzył okno i oddychał powietrzem. W pewnej chwili wszedł do biura fabrykant. Powiedział K., że zna artystę portrecistę Titorellego malującego obrazy członków sądu. Możliwe, że człowiek ten mógłby pomóc w procesie, chociaż z drugiej strony jest to osoba podejrzana, kreatura. Fabrykant wychwala K. jako prokurenta, uważa go także za wielkiego prawnika, zatem powinien dać sobie radę z procesem.
Kiedy K. wychodził z biura, zobaczył innych petentów. Bardzo nalegali na spotkanie. Nie mogli tego odkładać. Ten jednak uparcie odmawiał, chociaż prosił na zmianę terminu spotkania. W tej sytuacji znowu pojawił się wicedyrektor i zabrał interesantów do siebie. K. obiecywał sobie w duchu, że gdy tylko usunie własne życiowe problemy, to dobierze się do skóry wicedyrektorowi. Ten dopadł go bowiem na korytarzu z powodu jakiejś umowy z petentem będącej w posiadaniu K.
Dom Titorellego był obskurny i podejrzany, podobnie jak sam malarz. Na jego korzyść przemawiało uwielbienie, jakim darzyły go dzieci. Od Titorellego K. dowiedział się, jak funkcjonuje układ sądowy. Malarz zachęcał go do skorzystania z jego pomocy, chociaż w zasadzie nie wiadomo czy byłaby ona w ogóle potrzebna i możliwa do przeprowadzenia. Uważał, iż sąd jest zupełnie odporny na jakiekolwiek argumenty. Przyłapał go na tej niekonsekwencji sam K., słuchając opowieści o sądzie i jego przeogromnym wpływie na całe otoczenie. Skoro sąd jest odporny na argumenty, jak on może mu pomóc? Artysta zapytał, czy K. pragnie uniewinnienia, pozornego uniewinnienia, czy przewleczenia. Mówił, że ma kontakty w sądzie, ponieważ od pokoleń jego ojciec i dziad malowali portrety pracowników sądu.
Zdaniem Titorellego jest różnica pomiędzy prawem, a tym, co funkcjonuje w sądzie i do czego on ma dostęp. Z jednej strony prawo mówi, że niewinny musi być uwolniony, a z drugiej że na sędziów można wpływać. Nie zna z doświadczenia ani jednego przypadku uwolnienia przez sąd, ale zna wiele przypadków wpłynięcia na sąd. W takim razie K. uważa, iż jeden oprawca (kat) mógłby zastąpić sąd. Malarz słyszał jedynie legendy o tym, iż ponoć kiedyś ktoś został uwolniony.
Nawet sam malował kilka takich portretów z legendami. Zatem uniewinnienie nie wchodzi w grę, a jak pozostałe dwie możliwości- pytał K.? W obu przypadkach K. może liczyć na pomoc Titorellego. Jeszcze tego dnia będzie malował sędziego, któremu przedstawi pisemne poręczenia niewinności K. Artysta ma w głowie treść takiego poręczenia znaną mu jeszcze od ojca. Będzie je pokazywał każdemu pracownikowi sądu. To jednak nie da całkowitego uniewinnienia. Niektórzy z sędziów mogliby zażądać, by Titorelli przyprowadził do nich K.
Niektórzy w ogóle nie chcieliby z nim rozmawiać. Niektórzy niżsi sędziowie mają poręczenie wielu świadków i aby im dogodzić, puszczają oskarżonego. K. wyszedłby wtedy na wolność, ale nie na zawsze. Uwolnienie całkowite skutkuje usunięciem akt. Akta sprawy przy pozornym uwolnieniu mogą być w każdej chwili z powrotem wdrożone. Ponieważ jednak wędrują one od niższego do wyższego szczebla, okres ich wędrówki może znacznie ulec przedłużeniu. Bywa jednak, iż pozornie uwolniony wraca do domu, a tam już na niego czekają strażnicy, aby go aresztować.
Przewleczenie to zdaniem Titorellego najlepsza forma prowadzenia procesu dla K.. Polega na utrzymaniu procesu na najniższym szczeblu urzędników. Protektor musi uważnie przyglądać się i monitorować postępowanie, odwiedzać znanych sędziów lub wpływać na nich poprzez wspólnych znajomych. Od czasu do czasu oskarżony musi pojawić się na przesłuchaniu, by sprawiać wrażenie, że proces formalnie toczy się w kręgu ograniczonym. To powoduje, że sądzony nie musi bać się kolejnych aresztowań i martwić niczym, bo wszystkiego dopilnuje protektor.
K. z racji zamkniętego okna i braku powietrza rozbolała głowa. Było mu za gorąco, teraz chciał wyjść. Titorelli zaproponował wyjście przez małe drzwi za łóżkiem. Sam spod łóżka zachwalał swoje namalowane pejzaże. Próbował sprzedać je K. Były to dwa drzewa na jakiejś łące o ciemnej trawie. K. nie chciał być niegrzeczny i owszem, kupił go, a potem drugi i trzeci o tych samych motywach. Gdy wszedł na łóżko, zauważył, że drzwiami są kancelarie sądowe. Artysta wyraził uwagę, że przecież na każdym strychu są kancelarie, więc i tam też są. K. miał wyrzuty sumienia, iż dał się zaskoczyć widokiem, a jako oskarżony nie powinien ignorować spraw sądu.
Pojechał do biura. Miał ochotę pozostawić obrazy w powozie, bał się jednak, że kiedyś spotka się z Titorellim i ten zechce je zobaczyć. Kazał je zanieść do biura i schował w szufladzie przed oczyma wicedyrektora.
Oprac.R. 1-2 R. 3-6R. 7R. 8-10 Interp.TESTKafka i szczęście