Oprac.R. 1-2 R. 3-6R. 7R. 8-10 Interp.TESTKafka i szczęście
ROZDZIAŁ III W pustej sali posiedzeń – Student – Kancelarie
Józef K. nie dostał wezwania na kolejne przesłuchanie. Uznał, że i tak musi się na nie stawić. Kolejnej niedzieli poszedł do sądu, lecz nie zastał tam nikogo prócz kobiety. Widział ją wcześniej, przerwała jego mowę. Nie był zły. Teraz chciał poczytać zauważone książki, lecz nie pozwoliła mu, gdyż należą do śledczego. Kobieta chwaliła jego przemówienie i pytała, czy chce zreformować pracę sądu? Nie miał tego na myśli, ale domagał się sprawiedliwości.
Kobieta obiecała mu pomoc. Na początek mógł zaglądnąć do książek. Zobaczył w jednej brzydkie obrazki nagich ludzi. Był oburzony na śledczego i na cały system. Kobieta mówiła, iż śledczy może jej pomóc, bo ona podoba się sędziemu. Ostatnim razem pracował do późnej nocy i potem zastał ją śpiącą w pokoju zebrań przerobionym na sypialnię. Mówił, że w chwili, kiedy widział ją śpiącą, nigdy nie zapomni. Przysłał jej piękne pończochy. Nagle do pokoju przyszedł student. Kobieta musiała przerwać rozmowę z K. Obiecała, że może z nim pójść wszędzie i zrobić z nią wszystko, byleby tylko wyrwał ją stamtąd.
Student rozmawiał z kobietą i całował ją po szyi. K. przyglądał się temu z niecierpliwością. Student odezwał się do niego z wyrzutem, iż obecność K. w tym miejscu nie jest potrzebna. K. chciał zabrać ze sobą kobietę i pogardliwie odezwał się do studenta. Ten stwierdził, że mówił sędziemu, aby zamknął K. chociaż na czas śledztwa. Sędzia dał wolną stopę K., to był zdaniem studenta błąd. Dlatego teraz musi wysłuchiwać impertynencji od K. Następnie student wziął na ramię kobietę i uniósł ją. Józef K. chciał ją ratować, lecz ona odepchnęła go, twierdziła, iż to śledczy po nią przysyła i ona musi być uległa. Wcale nie przejmowała się K., który wybiegł za nimi na korytarz. Student zaniósł kobietę do pobliskiego pokoju w kierunku strychu.

K. zauważył przy poręczy kartkę z napisem „Wejście do kancelarii sądowych”. Zatem sąd miał kancelarie na strychu. Poczuł się dowartościowany, gdyż jako urzędnik bankowy miał do dyspozycji ogromny pokój i przez wielkie okno patrzył na świat. W chwilę później zobaczył woźnego. Opowiedział mu, jak to student porwał jego żonę. Woźny nie był zaskoczony. Wiedział już od pewnego czasu, iż sędzia specjalnie wysyła go gdzieś, aby przysłać studenta i porwać mu żonę. Jest najładniejsza w całej kamienicy. Chętnie pobiłby studenta, gdyby go kiedyś dopadł. Pozwala to zrobić K. wychodzi potem do kancelarii i proponuje, aby K. poszedł z nim.
W kancelarii K. zobaczył wielu ludzi. Wszyscy stali poważni i cisi. Zapytał jednego z nich o powód pobytu w kancelarii sądowej. Woźny zachęcał go do udzielenia odpowiedzi. Tamten opowiedział, iż kilka miesięcy wstecz złożył podanie o przeprowadzenia dowodów jego niewinności. Na pytanie, czy to jest konieczne, potwierdził to. K. zwierzył mu się, że także został aresztowany, ale wnosił żadnych podań o przeprowadzenie wyjaśnień w jego sprawie. Kiedy chwycił tamtego za rękę, ów bardzo krzyczał, czym przeraził K. chciał natychmiast stamtąd wyjść. Woźny wskazał mu drogę. Z jednego z biur wyszła dziewczyna, która zaprosiła K. do środka. Wewnątrz K. z powodu powietrza zasłabł, aż upadł na posadzkę.
Zwróciła uwagę na osłabienie K. i zaproponowała, że odprowadzi go do pokoju pielęgniarek. Odmówił, na co ona wezwała jakichś ludzi, nie było wśród nich woźnego. Proponowała K. dalsze zwiedzanie, ale on szukał woźnego, aby ten wyprowadził go na zewnątrz. Wreszcie i ona doszła do wniosku, iż najlepiej będzie, kiedy K. zostanie odprowadzony do wyjścia. Podobnego zdania był ładnie ubrany mężczyzna. Był to informator, którego zadaniem było informowanie petentów o stanie ich spraw. Osłabiony K. nie był w stanie nawet odpowiadać na ich pytania.
Na korytarzu napotkany wcześniej mężczyzna tłumaczył się informatorowi, że z racji niedzieli zjawił się tutaj, aby zadbać o swoje sprawy. Dwaj mężczyźni prowadzili go, a w zasadzie nieśli do wyjścia. Tam K. poczuł przypływ sił i natychmiast oprzytomniał, nabrał sił, poprawił włosy i schylił się po kapelusz. Doszedł do wniosku, iż jego zdrowy do tej pory organizm także zbuntował się przeciwko niemu i wytoczył mu proces.
ROZDZIAŁ IV Przyjaciółka panny Bürstner
Przez wiele dni K. nie mógł spotkać się z panną Bürstner. Wysyłał nawet do niej i jej biura listy z prośbą, aby pozwoliła mu wszystko wyjaśnić. Nie odpowiadała na jego pytania i listy. Którejś niedzieli jednak na korytarzu zaczął się ruch. Panna Montag, Niemka, przenosiła swoje rzeczy do pokoju Bürstner. Kiedy do pokoju K. przyszła pani Grubach, zaczął rozpytywać o to. Grubach przepraszała za wcześniejsze słowa na temat Bürstner i rozpłakała na wspomnienie zdania K. o wymówieniu mu pokoju. Wreszcie chciała zgody z K., dziwiła się, dlaczego K. tak broni panny Bürstner. Grubach cieszyła się, że pokój Montag będzie mogła wynająć kapitanowi bez straty dla siebie. Bała się, iż kapitan przeszkadza K., czemu on stanowczo zaprzeczył.
Służąca zapytała K. czy może wejść panna Montag? Zgodził się. Montag powiedziała, iż chce rozmawiać z nim w zastępstwie Bürstner, ponieważ ta nie ma czasu. Powiedziała mu, iż panna Bürstner uważa rozmowę z K. za bezsensowną. Opowiedziała Montag o wcześniejszej rozmowie z K. dość pobieżnie. Ta nie chcąc pozostawiać K. w nieświadomości, uważała, że powinien poznać prawdę Bürstner. Nie chciała z nim się spotkać.
K. razem z Montag poszli do jadalni. Spotkali kapitana Lenza, wysokiego 40-latka, który bardzo uprzejmie pocałował w dłonie Montag. Po posiłku K. wracał do pokoju i zapukał do pokoju Bürstner. Nikt nie odpowiadał, więc uchylił drzwi, ale nie zastał nikogo. Miał wrażenie, że Lenz z Montag obserwują go, więc zrobiło mu się nieswojo.
ROZDZIAŁ V Siepacz
Kiedy szedł korytarzem banku, jego uwagę przykuły hałasy z rupieciarni. Otworzył drzwi do pomieszczenia i zobaczył trzech ludzi. Okazało się, iż są to Franciszek i Willem. Mają być wychłostani przez trzeciego strażnika. Żalą się na swój los przed K., który doniósł na nich. Willem opowiedział, jak nędznie są wynagradzani. Z pokoju K. zabrał bezprawnie bieliznę, ale przecież K. miał iść do więzienia i na takie drobiazgi nie zwróciłby uwagi. Aktualnie ich kariera i życie są zrujnowane.
K. wyjaśnił, iż nie donosił na nich i nie ma z tym nic wspólnego. Mieli rozebrać się do naga i siepacz miał ich wychłostać. K. chciał go przekupić, ale tamten bał się. Wreszcie zaczął bić rózgami Franciszka, który za głośno krzyczał. K. pchnął go na posadzkę. Wybiegł z rupieciarni. Woźni zainteresowali się odgłosami i przybiegli na korytarz. K. uspokajał personel banku i nakazał powrót do pracy.
Kolejnego dnia poprosił woźnych, aby wreszcie zrobili porządek w rupieciarni. Stał przy nich i udawał, że przegląda dokumenty trzymane w ręce. Tak naprawdę nie potrafił skoncentrować się na swojej pracy.
ROZDZIAŁ VI Wuj – Leni
Pewnego dnia do biura K. przyszedł wuj Karol, mały niepozorny mężczyzna. Przybył sprawdzić, co u Józefa słychać. Martwi się o niego z powodu procesu, jaki się przeciwko niemu toczy. Dowiedział się o nim od Erny. Czytał fragment jej listu. Odwiedziła niedawno bank i chciała zobaczyć się z Józefem, ale nie był dostępny. Od jednego z woźnych dowiedziała się o procesie toczonym przez K. i o paczce czekolady podarowanej jej przez K.
Wuj Karol rozpytywał. Postanowili wyjść, aby nie być podsłuchiwanymi. Wreszcie wuj mógł zadawać pytania, a K. odpowiadać. Proces przeciwko K. nie odbywał się przed normalnym sądem. To bardzo źle, stwierdził wuj. Sądy są wszechwładne i skoro tak, to musieli zbierać materiały przeciwko K. na długo przedtem. Dobrze by było, gdyby K. wyjechał na jakiś czas. Ten jednak nie wie, czy sąd wyraziłby na to zgodę. Zdaniem wuja wyjazd w niczym nie uwłacza władzy sądu. K. nie przywiązuje wagi do procesu. Wuj wręcz przeciwnie, zaklina K., aby walczył o honor. Przegrany proces może spowodować przegrane życie K., ale także ruinę i wstyd dla całej rodziny.
K. nie uważa wyjazdu na wieś za pomysł dobry z uwagi na utratę kontroli nad sprawą, ale też z faktu, iż sąd może uznać ucieczkę za przyznanie się do winy. Szli chodnikiem i wuj kiwnął na kierowcę. Zawiózł Józefa do swego dawnego przyjaciela Hulda, z którym kiedyś studiowali. Aktualnie jest to sławny prawnik, adwokat ubogich, któremu trzeba przedstawić całą sprawę. K. zgadza się na adwokata, chociaż nie wiedział, czy w takich sprawach może mieć adwokata.
Przyjechali do domu mecenasa Hulda około 20.00. nie była to dogodna pora na wizyty, ale wuj uważał, iż stary przyjaciel mu wybaczy. Otworzyła im dziewczyna o imieniu Leni i oświadczyła, iż pan jest chory. Rzeczywiście mecenas leżał w łóżku. Rozpoznał starego przyjaciela i doszło do rozmowy. Wuj nalegał na krzątającą się wokół adwokata piękną pielęgniarkę Leni, aby wyszła. Kiedy nie chciała, nazwał ją nawet diablicą. Wuj Karol prosił o zachowanie tajemnicy nie dla siebie, lecz dla gościa, którego przywiózł ze sobą. Przedstawił K. i wtedy mecenas poprosił Leni, by wyszła. Wuj jeszcze podejrzewał, iż dziewczyna podsłuchuje, lecz otwierając nagle drzwi, przekonał się, iż nie miał racji.

Karol nawet nie zapytał Hulda i nie wyjaśnił sprawy K., tylko go przedstawił. Ten najwyraźniej znał problem Józefa K. i obiecał, że jeśli nie będą zadowoleni z jego pracy, to będą mogli wynająć innego prawnika. Niestety, sprawa K. wydawała się bardzo skomplikowana. Huld spodziewał się nawet utraty życia lub zawału. K. początkowo nie rozumiał, o czym mówi mecenas, dopiero ten upewnił go, iż mówi o jego procesie. To zaskoczyło go, ale przyjął wyjaśnienia adwokata, który obraca się w kręgach sądowych i usłyszał o procesie wcześniej. K. wewnątrz pomyślał, że przecież mecenas jest adwokatem w pałacu sprawiedliwości a nie w tym na strychu.
Często odwiedzają go ludzie z sądu i teraz też. Wskazał im siedzącego w mroku dyrektora kancelarii. Dopiero teraz zaskoczeni zauważyli tego gościa. Mecenas nie przedstawiał ich sobie wcześniej, gdyż całkiem zapomniał, o swoim koledze, który mimo natłoku pracy odwiedził go w czasie choroby. Został ów gość jeszcze kilka minut i poznali się wszyscy. Usłyszeli wówczas dźwięk zbitej porcelany w przedpokoju. K. wyszedł sprawdzić, co się stało? To pielęgniarka Leni chciała go wywabić z pokoju.
Poszli do gabinetu mecenasa. Leni kokietowała go, aż w końcu siedząc na jego kolanach, zaproponowała mu swoją pomoc w procesie. Pomyślał, że najpierw żona woźnego, potem Bürstner, a teraz pielęgniarka ofiarują mu swoją pomoc. On zresztą potrzebuje czyjejś pomocy, ale nie wie, czyja jest skuteczna. Okazuje się, iż dziewczyna wie o procesie więcej niż sądził. Na przykład wie o braku jego zeznań i namawia go do tego, by je najpierw złożył. Bez zeznań nie może się bronić. Zapytała czy ma kochankę? Owszem, najpierw zaprzeczył, potem przyznał się, nawet do posiadania jej zdjęcia przy sobie. Pokazał fotografię Elzy. Wypytywała, czy nie będzie mu żal, kiedy zamieni ją na nią. Weszła kolanami na jego kolana, a potem ześliznęła się na podłogę i przyciągnęła go za sobą. Pocałowała go na odchodne, wcześniej dając do ręki klucz. Zachęciła, aby przyszedł do niej, jeśli tylko będzie miał na to ochotę.
Na dworze wuj złapał K. i mocno pouczał, że takich rzeczy nie robi się wujowi, mecenasowi i dyrektorowi trzymającemu jego proces w swoich rękach. Długo czekali na niego w pokoju, ale ten nie wracał, zabawiał się prawdopodobnie z kochanką adwokata. Zaprzepaścił okazję, by porozmawiać z dyrektorem, który nie mógł mówić o sprawie, więc czekali na niego w milczeniu. Być może doprowadził do śmierci biednego mecenasa, który ma pomóc mu w procesie. Jest nieodpowiedzialny.
Oprac.R. 1-2 R. 3-6R. 7R. 8-10 Interp.TESTKafka i szczęście