Oprac.Tom 1. R.1-5Tom 1. R.6-9Tom 1. R.10-15Tom 1. R.16-21Tom 2. R.1-5Tom 2. R.6-9Tom 2. R.10-14Tom 2. R.15-17Int./CharStanisław WokulskiIgnacy Rzecki
Rozdział X Pamiętnik starego subiekta
Rzecki opisuje nowy sklep. Ma on 5 okien od frontu, 7. subiektów, 2 magazyny i szwajcara w drzwiach.
Wraca pamięcią do wiosny ludów 1846 – 1847.
Zastanawiał się wówczas czy iść na wojnę i pytał wuja Raczka. Pożegnał się z Janem Minclem a po wyjściu ze sklepu zaskoczył go August Katz, który poszedł z nim do powstania na Węgry. Nigdy nic nie mówił, razem przeszli szlak bojowy aż do 1849 roku.
Ignacy opisuje jedną z potyczek, kiedy to stali na słońcu i posuwali się bardzo wolno, grzmiały armaty i byli bliscy śmierci. Przez jakiś moment z oddziałem piechoty stali na wzgórzu i obserwowali pole bitwy. Potem dostali rozkaz do ataku, szli powoli a grad kul armatnich ucichł. Zbliżyli się do Austriaków na niewielką odległość i widzieli karabiny wroga. Było dużo ofiar. W końcu ruszyli biegiem.
W pewnym momencie usłyszał proszący głos rannego Niemca. Prosił, aby go nie deptać, bo Niemiec to też człowiek. Zdobyli dwie armaty, uratował życie Katzowi, gdy chciał go uderzyć austriacki kanonier. Około 4. po południu pułk wycofano z pola, było po walce. Było to ich ostatnie zwycięstwo.
Dorobili się z Katzem stopni oficerskich.
Pod Vilagos podpisano kapitulację i wojska rozproszyły się. Rzecki, Katz i jeszcze trzech towarzyszy w przebraniach chłopskich kierowali się w stronę Turcji.
Pościg generała austriackiego Haynaua ich nie dogonił.
Pewnej nocy Katz strzelił do siebie i zginął. Rzecki też miał samobójcze myśli, ale wierzył w Ludwika Napoleona. Tułał się po Turcji, skąd przedostał się do Włoch, Frnacji i Anglii.
Wreszcie w 1851 roku zbliżył się do Galicji, przez rok siedział w więzieniu rosyjskim w Zamościu. Stamtąd napisał list do Mincla, który wysłał mu pieniądze – nie dotarły, ale też wstawiał się za nim u różnych generałów, którzy pomogli wrócić Ignacemu do Warszawy. W 1853 roku wrócił, odzyskawszy patent oficerski. Podróż do Warszawy miał pełna przygód, furman zabierał wszystkich, kogo chciał, a za kurs pięciodniowy pobrał opłatę od Rzeckiego.
Jan wcześniej przesłał mu pieniądze i w liście poinformował, że ciotka jego i pan Raczek zmarli i pozostawili trochę pieniędzy i rzeczy dla Ignacego.
W rozmowie z Janem Minclem dowiedział się, iż bracia pokłócili się a chodziło o to, że Franc wyzywał Napoleona. Z kolei Jan nie inaczej mówił o bracie jak “przeklęty Szwab”.
Bardzo się kłócili o swoje pochodzenie. Jan uważał, iż pochodzą od mieszanych rodziców Polaków i Żydów, Franc temu zaprzeczał. Jan nawet miał zamiar ubrać się na ślub córki w polski kontusz a Franc chciał wezwać policję.
W 1856 r. zmarł Franc, zapisując w testamencie majątek bratu.
Stara Minclowa pytała Ignacego, po co pojechał na Węgry walczyć, przecież ona zawsze starała się, aby mu było dobrze?
Rzecki teraz dziwi się, po co Wokulski pojechał na wojnę do Bułgarii, skoro miał za co żyć? Po co rozwinął sklep, pobudował nowy i jeszcze tworzy spółkę? Dlaczego opiekuje się Wysockimi i innymi, po co najął powóz i pnie się do arystokracji?
Po przeprowadzce do nowego magazynu pewnego dnia Rzecki został zaskoczony. Oto Wokulski przeniósł cały jego dobytek, odtworzył pokój Ignacego w nowym mieszkaniu, czym zadziwił i wzruszył serce starego przyjaciela. Wiele osób pytało wtedy o zamiary ożenku Wokulskiego. Wdowa Szperlingowa z wielkim majątkiem swatała się poprzez Rzeckiego, swoje córki dawali mu inni bogaci kupcy, ale Wokulski ignorował te wydarzenia.
Pewnego razu jakiś podejrzany gość wszedł do sklepu i położył bilecik, oświadczając, że będzie o siódmej. Był to nauczyciel angielskiego.
Wpadała do sklepu podejrzana dla Ignacego pani Meliton. Za każdym razem kazała coś przekazywać Wokulskiemu, z reguły były to jakieś godziny i miejsca. Kazała sobie też przesyłać różne prezenty wybrane w sklepie.
Przyjęto siódmego subiekta, Żyda, Szlangbauma, z którego pozostali drwili do momentu, aż Wokulski nie przedstawił Henryka Szlangbauma jako swojego kolegi z dawnych lat. Ojciec Henryka był bogatym Żydem i on miał wszystko dziedziczyć. Nie chciał się też przechrzcić, ponieważ miałby wtedy wrogów także wśród Żydów. Był na Syberii i tam zmienił nazwisko na Szlangowski.
Pojawił się w sklepie Mraczewski. Wraz z trzema subiektami z Moskwy mieli wybierać materiały. Okazało się, iż to socjaliści, a przecież zdaniem Rzeckiego za opluwanie socjalistów Mraczewski stracił posadę.
Przy herbacie opowiadali “o zgrozo”, że kapitaliści okradają ludzi, ziemia powinna należeć do tych, którzy ja uprawiają i inne “podobne brednie” – w ocenie Rzeckiego.
Ignacemu spodobała się wizja wspólnoty, jaką roztaczał młodzieniec urzeczony socjalizmem tylko wobec wspólnoty żon, ale pytał sam siebie, po co zaraz rewolucja – niektórzy dzielą się żonami i bez przelewu krwi?
Nie wierzył w przemianę, jakiej ma dokonać Mraczewski z kilkoma kolegami, których określał mianem “prykaszczyki” lub “nihiliści”. Nieco naiwnie podejrzewał Stacha o kontakty z nimi.
W końcu maja Wokulski zarządził poświęcenie sklepu. Przybył nawet dziennikarz, który pytał, czy kto się aby nie powiesił czasem w którymś z pomieszczeń sklepowych, bo to byłaby sensacyjna wiadomość.
Obiad odbył się w hotelu Europejskim. Było wielu kupców z różnych miast Europy i masę alkoholu. Przyjęcie kosztowało 3 tys. rubli.
Rzecki rozmawiał z Szumanem o Wokulskim. Dla doktora to romantyk i pozytywista w jednym. Jest to człowiek czynu, któremu na razie wszystko wychodzi, ale kiedyś dobra karta może się odwrócić.
Rozdział XI Stare marzenia i nowe znajomości
Wokulskii rozmawiał z panią Meliton, swatką, o naturze kobiet. Przy niej podarł weksle Łęckich. Meliton uważa, iż kobiety zdobywa się siłą i pewnością siebie a nie dobrymi uczynkami.
W maju i czerwcu Meliton często pojawiała się w sklepie. Pomagała Wokulskiemu zdobyć Izabelę, informując o datach i godzinach spacerów Łęckiej w Łazienkach.
Wokulski niczym młodzieniec pędził do Łazienek i padał na ławkę przy sadzawce z łabędziami – hrabina lubiła je karmić. Czekał na damy z biciem serca.
Jednego razu gdy miał jechać do Łazienek, wpadł do niego Łęcki i prosił usilnie, aby Wokulski udał się z nim do księcia na zebranie arystokracji w sprawie utworzenia spółki. Wokulski zrobił tam duże wrażenie, namawiając szlachtę do inwestycji w handel z Rosją, na początek tkaninami. Ma on 3 miliony kredytu, ale gdyby miał gotówkę od szlachty, pieniądze te mogłyby im przynieść 15-20% zysku rocznie.
Wokulski poznał tam Maruszewicza, który prosił o posadę, ale Wokulski odmówił. Arystokracja, hrabiowie prosili Wokulskiego, aby zajmował się także doradzaniem w sprawie handlu okowitą i zbożem. Wokulski odparł, że nie zna się na tym. Łęcki przedstawił mu Ochockiego, młodego kuzyna Izabeli, który potem wychodzi z Wokulskim i odprowadza go w stronę Łazienek.
Ochocki wyjawia, że zajmuje się nauką. Udało mu się udoskonalić mikroskop, wynaleźć lampę. Wtedy Wokulski przypomina sobie, że Ochocki to znajome mu nazwisko. Opowiada o nauce i latającej machinie. Mówi, iż ciotka powtarza mu, że Izabela to dobra partia dla niego, ale ona nie potrafiłaby żyć poza salonem, nie mogłaby mu nawet pomagać przy doświadczeniach. Usiedli razem.
Ochocki wie od Szumana, że Wokulski był entuzjastą przyrodnikiem. Ma do niego dwa pytania: kiedy wygasa zainteresowanie nauką a drugie, kiedy kobietami?
Wokulski jest wściekły na to drugie pytanie. Na pierwsze odpowiada, że ma 46 lat i rok temu stracił zainteresowanie nauką. Zainteresowanie kobietami nie wygasa chyba nigdy. Ochocki mówi, iż sława, jakiej nikt nie posiadł to jego kobieta i marzenie.
Po rozmowie Stanisław poszedł do Łazienek, zastał go zmrok i kilku mężczyzn chciało go obrabować, ale postraszył ich i uciekli. Wrócił do domu, gdzie zastał list o Meliton.
Rozdział XII Wędrówka za cudzymi interesami
W liście od Meliton Wokulskii przeczytał, że
- za kilka dni ma zostać sprzedana kamienica Łęckich i kupi ją Krzeszowska, ale da najwyżej 60 tys. rubli.
- Baron Krzeszowski sprzedał swoją klacz żonie a za kilka dni gonitwa. Izabela bardzo ucieszyłaby się, gdyby ta klacz nie biegła pod nazwiskiem Krzeszowskich.
- Niejaki Maruszewicz, przyjaciel baronostwa, ma zgłosić się z zamiarem sprzedaży klaczy do niego.
Meliton ostrzega, aby nie postąpił tak jak z długami Łęckich. Radzi, aby mocno stawiał na swoim, bo kobiety od czasu do czasu trzeba nadepnąć.
Stanisław wstał rano w dobrym humorze. Służący poprosił go o bycie chrzestnym dziecka stróża. Zgodził się. Poprosił go o stary surdut. Dał mu.
Przyszedł Maruszewicz z ofertą kupna konia. Wokulski kazał mu napisać kwit na 800 rubli. Maruszewicz napisał inną kwotę i zabrał 200 rubli dla siebie.
Wokulski chciał iść do adwokata, aby zlecić kupno kamienicy. Zorientował się, że nawet nie wie, gdzie jest owa kamienica i jak wygląda. Wsiadł do dorożki i pojechał ją zobaczyć. Była najbardziej żółta ze wszystkich.
Pojechał do adwokata. Ten zna kamienicę i wie, że Krzeszowska nie da więcej ponad 60 tys. rubli. Wokulski chce ją za 90 tys. Adwokat odradza. Mówi, iż jeżeli Wokulski chce zwyciężać, nie powinien karmić wroga ze swojej spiżarni.
Wokulski popędził do kantoru Szlangbauma. Miał mu zapłacić za podstawionych ludzi, którzy będą podbijać cenę domu Łęckich aż do 90 tys. Szlangbaum podejrzewa, że Wokulski da 30 tys. rubli ponad cenę Łęckiemu, a ten podsunie mu interes, na którym Wokulski zarobi 100 tys.
Wokulski z Maruszewiczem oglądają trening klaczy kupionej od Krzeszowskiej. Rozmawiał z dyrektorem o wystawieniu klaczy do gonitwy anonimowo.
Wokulski pomyślał sobie, że jeśli klaczy wygra, Izabela go pokocha – polubił klacz natychmiast.
Na kilka dni przed wyścigiem przybył do niego hrabia z polecenia barona z zamiarem odkupienia klaczy w imieniu barona Krzeszowskiego. Proponował 1200 rubli.
Rozdział XIII Wielkopańskie zabawy
W dzień wyścigów Wokulski był zadowolony z siebie.
Podszedł do dżokeja Yunga i obiecał 50 rubli ponad umowę, jeśli wygra gonitwę.
Rozmawiał z Łęckim, hrabiną i Izabelą. Była szczęśliwa, bo założyła się, iż baron nie utrzyma klaczy do wyścigów i wygrała. Założyła się też o zwycięstwo klaczy. Wokulski obiecał Yungowi 100 rubli ponad umowę. Obserwował bieg z powozu przez lornetkę. Patrzył też w stronę Izabeli, która z nim tego dnia rozmawiała jak nigdy.
Wyścig wygrała klacz Wokulskiego, który stał przy powozie hrabiny. Wysoki sportsmen przyszedł do niego i wręczył 300 rubli za wygraną i 800 za klacz. Te pieniądze Wokulski podarował hrabinie i Łęckiej na ochronkę.
Stanisław był szczęśliwy, kiedy popchnął go baron, zupełnie ignorując i narzekając na wielbicieli kuzynki Izabeli. Wokulski uznał, że obraził Izabelę i wyzwał go na pojedynek. Usłyszał od Izabeli podziękowania, które go uskrzydliły.
Pojechał do Szumana, aby zamówić go na pojedynek w roli lekarza i sekundanta. Kolejnego dnia wraz z Rzeckim Szuman jechał do sekundantów barona Krzeszowskiego. Doktor stwierdził, iż są obserwatorami piątego aktu końca tragedii lub początku całego szeregu głupstw.
Baron chciał przeprosić, ale Wokulski nie życzył sobie żadnych przeprosin, nie spisał też testamentu, o co prosił Ignacy.
Strzelali się w lasku bielańskim. Baron chybił. Wokulski trafił w zamek pistoletu, który wybił zęba Krzeszowskiemu. Baron kazał poinformować żonę, że jest ciężko ranny.
Do Wokulskiego zgłosił się Maruszewicz jako wysłannik barona. Wiedział o licytacji kamienicy, w imieniu barona prosił o pożyczkę 1 tys. rubli. Wokulski pożyczył mu 400 rubli na weksel, ale podejrzewał, że Maruszewicz sfałszował podpis barona, dla którego szpieguje go.
Wokulskiego odwiedza adwokat. Twierdzi, iż hrabiowie wycofają się ze spółki z Wokulskim, ponieważ zachowuje się bardzo nieodpowiedzialnie, wystawia klacz w gonitwie i strzela się w pojedynku. Chce także, aby w miejsce Wokulskiego kto inny figurował jako nabywca kamienicy Łęckich, bo to może zniechęcić arystokrację i Łęckich do niego.
Wokulski pyta Ignacego, co mówią o nim w mieście? Szybko zbankrutuje. Ignacy twierdzi, że wplątał się w jakąś kabałę i szybko powinien wycofać się.
Wokulski nie może się wycofać, bo spragniony nie może cofać się od krynicy, woli zginąć pijąc wodę.
Dostaje tego dnia liścik od Łęckiego z zaproszeniem na obiad, bo Izabela pragnie bliżej go poznać. Jest szczęśliwy i “za to szczęście warto oddać życie” – cieszy się. “Za jakie?” – pyta Rzecki i niczego nie rozumie.
Rozdział XIV Dziewicze marzenia
Izabela rozmyślała o Wokulskim i widziała kilka faz oceny jego postaci.
- Pierwsza – dorobkiewicz, który skupywał weksle i patrzył za nią od roku.
- Druga – kupiec robiący interes na ich rodowych srebrach, który wygonił ze sklepu Mraczewskiego w jej obronie.
- Trzecia faza to wielkanocne spotkanie u ciotki, gdzie poruszał się po salonach i górował nad wszystkimi.
- Czwarta – to postać z Łazienek, które lepiej do niego pasują niż sklep. Chociaż kupiec galanteryjny, to jednak ma powóz i pochodzenie szlacheckie.
Tak przyzwyczaiła się do spotkań w Łazienkach z Wokulskim, że gdy raz nie było go w pobliżu, nazwała go gburem, była wręcz oburzona jego nieobecnością.
Wszyscy, od książąt po Ochockiego chwalili Wokulskiego a Izabela była oburzona, że śmiał udawać zakochanego w niej?
Wreszcie od pani Meliton usłyszała o zatargu Krzeszowskiego z żoną i przy niej wyraziła życzenie, by klacz nie wróciła do Krzeszowskiego i tak się stało. Z hrabiną założyła się o bransoletę z szafirów o to, że baron nie dostanie swojej klaczy przed wyścigiem.
Izabela nie lubiła Krzeszowskiego, ponieważ kiedyś umizgiwał się do niej i został odtrącony a potem nazywał ją starzejącą się panną. Wokulski uratował jej honor podczas wyścigów, wyzywając barona na pojedynek. Gdyby nie był kupcem, to może miałby u niej jakieś szanse.
Łęcka płakała z powodu spodziewanej śmierci Wokulskiego, ponieważ baron świetnie strzelał. Przed czwartą po południu obudził ją ojciec z nowiną, że baron ranny, Wokulski cały wyszedł z pojedynku.
Krzeszowski przesłał Izabeli wybity podczas pojedynku ząb z liścikiem i przeprosinami. Nareszcie się odgryzła baronowi.
Marzyła teraz, jak by to było pięknie, gdyby Wokulski sprzedał sklep, kupił ziemię i stał się jej powiernikiem, a nawet znalazłby jej odpowiedniego dla jej rodu męża.
Ojciec zapytał ją czy pomimo etykiety nie mogliby przyjąć na obiedzie Wokulskiego? Odpowiedziała, że nawet służbę dopuszczają do pewnej poufałości.
Rozdział XV W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek
Wokulski był szczęśliwy z zaproszenia do Łęckich. Miał wiele myśli, marzył nawet, że Izabela go pokocha lub już zakochała się w nim. Po południu przyszedł do niego fryzjer, aby go ogolić przed wyjściem. Próbował polecić mu kilka dziewczyn z baletu, które chętnie zawarłyby z nim znajomość.
Wokulski zastanawiał się czy włożyć surdut, czy też może frak? Wreszcie założył garnitur frakowy.
Streszczenie
Oprac.Tom 1. R.1-5Tom 1. R.6-9Tom 1. R.10-15Tom 1. R.16-21Tom 2. R.1-5Tom 2. R.6-9Tom 2. R.10-14Tom 2. R.15-17Int./CharStanisław WokulskiIgnacy Rzecki
” Przy herbacie opowiadali o zgrozo, że kapitaliści okradają ludzi, ziemia powinna należeć do tych, którzy ja uprawiają i inne podobne brednie.” Dlaczego wykazujesz stronniczość?
“o zgrozo” – to określenie nastroju Rzeckiego, który pisał w tym miejscu lekko przerażony poglądami Mraczewskiego: “Ze zdumienia przez cały wieczór nie mogłem ust otworzyć;”. “podobne brednie” to ocena wypowiedzi młodzieńca przez Rzeckiego, który jakby powątpiewa w to, co słyszy: “Młodzieniec ten dowodził mi przytaczając nazwiska ludzi, podobno bardzo mądrych, że wszyscy kapitaliści to złodzieje”.