Oprac.Tom 1. R.1-5Tom 1. R.6-9Tom 1. R.10-15Tom 1. R.16-21Tom 2. R.1-5Tom 2. R.6-9Tom 2. R.10-14Tom 2. R.15-17Int./CharStanisław WokulskiIgnacy Rzecki
Tom I
Rozdział I Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski
W roku 1878 środowisko warszawskie interesowało się sklepem galanteryjnym J. Mincel i S. Wokulski. W jadłodajni siedzieli p. Deklewski – fabrykant powozów i radca Węgrowicz, który przepowiadał ruinę Wokulskiego. Kupiec ten ponoć nie trzymał się swojego fachu. Pan Szprot dodawał, iż jest prawdopodobne, że Wokulski dorobiłsię majątku na handlu bronią. Deklewski w to nie wierzy, na dostawach dorabiają się tylko Żydzi i Niemcy.
Radca przypomina sobie, że kiedy w latach 60-tych jadali u Hopfera, to Wokulski był tam subiektem. Rozpoczął w 1861 roku kurs w Szkole Przygotowawczej do Szkoły Głównej otwartej rok później. Zachciało mu się być uczonym. Kiedy to się rozniosło po stolicy, wszyscy przychodzili do piwiarni Hopfera – niemieckiego kupca zasymilowanego z Polakami, zobaczyć tego śmiałka. Zdał także egzamin do Szkoły Głównej. Po roku czasu porzucił jednak studia, ponieważ przystąpił do powstania styczniowego. Z tego powodu wylądował w Irkucku na wygnaniu.
W 1870 roku Wokulski wrócił z zesłania z niewielkim funduszem. Nie mógł sobie znaleźć zajęcia. Pomógł mu jego aktualny zarządca Rzecki. Dostał pracę w sklepie Minclów. Starsza od niego Minclowa zakochała się w nim i Wokulski ożenił się. Przez cztery lata żyli szczęśliwi. Któregoś dnia objadła się czegoś- mówił radca- i zmarła. Pozostawiła po sobie sklep i 30 tys. rubli, dość pokaźną sumę, na którą pracowały dwa pokolenia Minclów. Mógł spokojnie żyć, ale pojechał dorabiać się majątku na wojnie turecko-bułgarskiej. W tym czasie sklep rozrastał się.
Rozdział II Rządy starego subiekta
(subiekt= sprzedawca, ekspedient, kupiec)
Ignacy Rzecki od 25 lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. Zmieniali się właściciele, subiekci, podłogi, ale nie Ignacy. Jest tu opis pokoju starego subiekta. Ignacy wstaje o szóstej, spogląda na zegarek leżący na krześle, wstaje i biegnie pod piec do miski z wodą, w której się myje. Ogląda swoje ciało i stwierdza, że przybiera na wadze. W tym czasie Ir- jego pies z wybitym okiem stawał przed drzwiami i w nie skrobał. Za nimi służący grzał samowar. Jadł śniadanie, pił herbatę, ubierał się i o 6.30 był gotów. Przez tylne drzwi wchodzili do sklepu i Rzecki czytał z notesu plan zajęć na ten dzień. Chodził po sklepie. Pojawiał się Klejn, chudy subiekt. Pytał o Wokulskiego.
Ignacy dostał list od pryncypała (zwierzchnika, szefa). Pojawiał się Lisiecki, kolejny subiekt, którego Rzecki wciąż oskarżał o spóźnianie się. Przychodzili pierwsi klienci.
Tuż przed 9.00 wpadł Mraczewski, dwudziestokilkuletni blondyn, subiekt. Rzecki miał zastrzeżenia do jego lenistwa, ale wychwalał jego żyłkę do handlu. Tak nadskakiwał klientom, że kupowali wszystko, co polecał i wychodzili ze sklepu nie wiedząc, że dokonali zakupów.
Lisiecki i Klejn naśmiewali się z Rzeckiego, porównując jego profil do Napoleona.
O 13.00 Rzecki wychodził ze sklepu do swego pokoju zjeść obiad przyniesiony z restauracji. Kasę powierzał wtedy najbardziej zaufanemu Lisieckiemu.
Bardzo się przejmował sklepem. Jeśli dzień był dobry i udana sprzedaż, Ignacy był szczęśliwy. Najbardziej lubił niedziele, kiedy obmyślał wystawy sklepowe na cały tydzień. Niekiedy odzywało się w nim dziecko. Wyciągał zabawki i bawił się nimi.
Z domu wychodził rzadko i spacerował po ulicach miasta. Wyglądał jak gość z innej epoki w swoich niemodnych ubraniach. Wolał więc leżeć w domu i patrzeć przez okratowane okno na budynek naprzeciwko.
Marzył, aby po powrocie Wokulskiego wyjechać gdzieś daleko na kilka miesięcy. Rozmawiał o tym sam ze sobą.
Rozdział III Pamiętnik starego subiekta
W “Pamiętniku starego subiekta” wypowiada się narrator pierwszoosobowy – Rzecki.
Ojciec Rzeckiego był żołnierzem a na starość woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Mieszkali na Starym Mieście w dwóch pokoikach na czwartym piętrze z ciotką, która zarabiała praniem i łataniem bielizny.
Na ścianach u ciotki wisieli sami święci a u ojca popiersia i obrazy z Napoleonem. Odwiedzali go Domański i Raczek. Twierdzili zgodnie, że pomimo śmierci Napoleona I. ród Bonapartych jeszcze odegra rolę w Europie.
Ojciec uczył małego Ignasia czytać, pisać, kleić koperty, ale przede wszystkim musztry. Czasem w nocy go budził okrzykiem “Do broni!” i tłumaczył dziecku, że musi być gotowy na każde wezwanie.
Kiedy umierał w roku 1840, cieszył się na wieść od Raczka o odnalezieniu potomka Napoleona.
Po śmierci ojca ciotka z Raczkiem i Domańskim oddali Ignacego na praktykę. Sam wybrał sklep Minclów, ponieważ na wystawie był kozak i pałasz.
Raczek w tym czasie miał się ożenić z ciotką Ignacego. Z kolei Napoleona wsadzili do twierdzy.
Stary Jan Mincel siedział w sklepie pod oknem w skórzanym fotelu i na wszystko miał oko. Kandydatów do zawodu było trzech. Poza Ignacym jeszcze Franc i Jan Minclowie.
Stary miał pod ręką dyscyplinę, którą ich karał. Pierwszy raz Rzecki dostał nią za zjedzenie rodzynki, która upadła podczas ważenia przez Franc. Był to sklep kolonialno – galanteryjno – mydlarski. Był tam jeszcze pracownik August Katz, mizerny, chudy, punktualny i uczciwy chłopak.
Rzecki przez 8 lat praktykował. Wstawał o 5, zamiatał sklep, o 6 otwierał sklep i okiennice. Pojawiał się August. Potem stary Mincel i jego siostrzeniec Jan. Drugi siostrzeniec Franc spóźniał się.
Stary Mincel pracował w księgach, wydawał resztę, pozostali uwijali się przy klientach. Około ósmej pojawiała się Minclowa, matka szefa z kawą, kubkami i trzema bułkami dla każdego. W niedziele Mincel bywał w sklepie.
Mincel uczył chłopca, co każdy towar oznacza i skąd pochodzi, a także ważyć cynamon za dziesiątkę lub inne towary. Dawał Ignacemu zadania także rachunkowe do obliczeń. Mincel był porządny, nie cierpiał kurzu, wszędzie musiało lśnić. Ignacy przywykł do niego. Odpowiadał mu widocznie charakterem i obaj zaprzyjaźnili się.
W pierwszych dniach miesiąca Ignaś dostawali wypłatę, 10 złotych, a przy tym Mincel rozliczał ich z oszczędności. Musieli je robić.
Stary Mincel miał w oczach Ignacego tylko jedną wadę – nie lubił Napoleona. Lubili Francuza go za to Katz i Jan Mincel, dlatego też poczuł do nich sympatię.
W 1846 roku rozeszła się wieść o ucieczce Ludwika Napoleona z więzienia. Zmniejszyła się klientela, bo Mincel wyzywał Napoleona, aż ktoś wybił szybę w sklepie, może Katz.
Pewnego razu wpadła im do sklepu druga cegła. Katz rzucił się na ulicę, by łapać bandytę, aż tu policjanci przyprowadzili Mincla i to jego oskarżyli o wybicie okna we własnym sklepie. Wkrótce po tym zajściu zmarł, siedząc w swoim fotelu oparty na księgach rachunkowych.
Po śmierci Mincla Franc około roku 1850 został w sklepie z towarami kolonialnymi, Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na Krakowskie do lokalu, gdzie teraz znajduje się Rzecki. Matka Mincla jeszcze żyła jakiś czas.
Rozdział IV Powrót
Marcowa niedziela, akcja w pokoju Ignacego. Ir niewyraźnie chodzi koło drzwi, czuje kogoś za nimi.
Wchodzi Wokulski. Witają się. Rozmawiają o polityce i popijają węgrzyna – Wokulski chce szklanką to robić. Cieszy się z powrotu. Pewnie będzie pokój – powiada Stach. Po cóż więc zbroi się Austria? Chce zabrać Bośnię i Hercegowinę a Turcja jej nie może zabronić, bo silniejsi mają rację. Zawsze też oni wygrywają, inaczej świat byłby domem inwalidów, słabeuszy. Ignacy nie poznaje tego sposobu myślenia.
Wokulski chwali się, że wziął 30 tys. rubli przed wyjazdem. Przywiózł 250 tys. z czego część w złocie. Ma też akcje, które po podpisaniu pokoju sprzeda i będzie miał majątek przekraczający 300 tys. rubli (jest na owe czasy milionerem, za 1000 rubli Wokulski mógł żyć przez rok).
Pieniądze te Wokulski zarobił uczciwie. Miał potężnego partnera i zadowalał się mniejszym zarobkiem niż inni, więc pieniądz był w ciągłym ruchu. Czy tylko po pieniądze tam pojechał? – pytał Rzecki. Przecież miał zapewniony byt i pieniądze? Wokulski skarży się, że wszyscy mu wymawiali, iż niczego nie osiągnął, a wszystko zawdzięcza Minclom. Miał więc innym coś do udowodnienia i chętnie powtórzyłby to jeszcze raz.
Zdaniem Stanisława mogą teraz spokojnie przyjąć kolejnego subiekta do pracy, rozszerzą też sklep i ofertę.
Wokulski pyta Rzeckiego czy Łęccy kupują u nich? Biorą na kredyt słyszy. Możliwe, iż zlicytują im kamienicę oznajmił Rzecki, bo nie mają innego majątku. Pyta też, czy może Łęcka wyszła za mąż? Bez posagu nikt jej nie zechce – twierdzi Ignacy. Wokulski ucieszył się, że wrócił, ale tak naprawdę z faktu, iż ona nie wyszła za mąż.
Stach trochę narzekał na krótkie listy Rzeckiego i na zaginione numery “Kuriera” – pisma warszawskiego. Wokulski bardzo tęsknił.
Poszli razem do sklepu. Wokulski pytał, co kupiła Łęcka, poprosił o taką samą portmonetkę, która jej się podobała. Wybrał sobie też parasol i zapłacił gotówką.
Nieco podpity później prawie się wygadał, że sklep go nie obchodzi.
Rozdział V Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa
Widzimy mieszkanie Łęckich.
Tomasz Łęcki, senior rodu (przekroczył 60-tkę), ojciec Izabeli (25l.), wynajmował z córką 8-pokojowe mieszkanie w Alejach Ujazdowskich. Mieszkała z nimi panna do towarzystwa: Florentyna.
Łęcki był siwym, dostojnym mężczyzną. Na ulicy rozpoznawano, że musi być wielkim panem.
Miał w swoim rodzie senatorów, jego ojciec był milionerem podobnie jak Tomasz za młodu. Stracił majątek na podróżach po Europie i bale. Bywał na dworach: francuskim, wiedeńskim i włoskim. Prowadził salon w Warszawie i życie wielkiego tuza (bogacza). Gdy okazało się, że stracił majątek i nie ma grosza, wszyscy odwrócili się od niego a pierwsi kandydaci do ręki Izabeli, której urodę doceniał nawet król Sardynii.
Łęcki posiadał kamienicę i chciano go wpisać do związków kupieckich, zrobić prezesem, lecz nie zgodził się. Niektórzy mówili, iż specjalnie rozgłosił plotki, aby sprawdzić uczciwość uczuć konkurentów do ręki córki. Rozeszły się plotki o licytacji jego kamienicy.
Tomasz pomiędzy g. 9.00 a 12.00 grywał z mieszczanami w związku kupieckim w wista. Któregoś dnia rozeszła się wieść, iż nie ma majątku.
Izabela Łęcka była niepospolicie piękną kobietą.
„Gdyby ją kto zapytał, czym jest świat, odpowiedziałaby, że zaczarowanym ogrodem, a ona boginią”- była tak zapatrzona w siebie, ubierała się jak księżniczka. Nie istniały dla niej pory roku i pory dnia. Nieraz szła spać o 8 rano, jadła obiad o 2 w nocy.
Żyła w świecie arystokracji. Od południa składano sobie wizyty. Wieczorem czas spędzano w teatrze, potem spotykano się na salonach, jedzono i bawiono się. Poza tym “światem zaczarowanym” istniał też inny świat, zaczarowany, który na nią pracował.
Z okien karety widywała rolników, z tamtego świata pochodziły meble, ktoś je robił, gdzieś tam urodzili się jej służący. Miała dobre serce i napotkanym żebrakom kazała dawać pieniądze.
Raz biednej matce dała bransoletkę a dzieciom cukierki. Raz we Francji odwiedziła fabrykę żelazną, widziała pracę górników i wydało się jej, że oto zstąpiła tam jakby bogini z Olimpu. Pytała się ojca wtedy, czy ci ludzie nie robią kobietom krzywdy? Czytywała poezję dalekiego kuzyna Zygmunta Krasińskiego i wtedy w fabryce znalazła obraz, jakim można odmalować „Nie- Boską komedię”.
Nie wyobrażała sobie życia w innym niż swój świat. Najważniejsze w jej życiu były: urodzenie i pieniądze.
Brzydziła się małżeństwem. Znała je z opowieści znajomych mężatek. Nie wyobrażała sobie męża w szlafroku całującego ją z ustami pełnymi dymu.
Oświadczyny jakiegoś amerykańskiego milionera zbyła śmiechem a podolskiego magnata odepchnęła zdaniem, że wyjdzie tylko z miłości.
Po ujawnieniu prawdy o majątku Łęckich pozostali jej tylko dwaj adoratorzy: pewien baron i marszałek, bogaci, ale starzy, wiekowi.
Żyła w świecie wyobraźni, miłością wymyśloną i pożądaniem do Apollina, który przybierał różne formy zależnie od tego, w kim aktualnie się podkochiwała. Wieczorami Izabela z ojcem spotykała się z arystokracją w teatrze. Wokulski zobaczył ją tam po raz pierwszy i zakochał się do szaleństwa.
Izabela, gdziekolwiek się nie pojawiła, mężczyźni zamieniali się w jej niewolników, kobiety w tło. Niestety, aktualnie jej salon świeci pustką i poza hrabiną Karolową wszyscy ją opuścili.
W rozmowie z hrabiną Iza dowiaduje się właśnie, iż są zrujnowani. Kamienicę zlicytują po św. Janie i nie otrzymają za nią 100 tys., jest warta najwyżej 60 tys. Ich długi w postaci weksli ktoś skupił. Hrabina podejrzewa, że zrobiła to Krzeszowska. Namawia Łęcką na zamążpójście. Ta jednak wzbrania się, że marszałkowi potrzebna niańka a nie żona, bo ze starości ślini się.
Z kolei baron jest jeszcze starszy. Na wykup weksli potrzeba pieniędzy, mówi hrabina. Można sprzedać posag, srebrny serwis i inne srebra. Poproszą o pomoc w ich sprzedaży panią Meliton. To specjalistka od swatania i potajemnych transakcji.
Streszczenie
Oprac.Tom 1. R.1-5Tom 1. R.6-9Tom 1. R.10-15Tom 1. R.16-21Tom 2. R.1-5Tom 2. R.6-9Tom 2. R.10-14Tom 2. R.15-17Int./CharStanisław WokulskiIgnacy Rzecki
Dobre streszczenie. Polecam 😉