Oprac.Rozdziały 1-2Rozdziały 3-5Rozdziały 6-9Rozdziały 10-12Rozdziały 13-14PlanMiniInterp.
Rozdział XIII – PAROBEK, CZYLI NOWE PRZYCHWYCENIE
Józio i Miętus dotarli do domu, dworu państwa Hurleckich, ciotki Józia. Wędrowali z Warszawy poza jej granice, przy czym Józio niósł walizkę a Miętus kij. W kolejnych wioskach nie mogli niczego zakupić ani nikogo zobaczyć, wszystkie wyglądały na wymarłe. W jednej wiosce dopadli domu i parę chłopów, którzy na nich szczekali jak psy. Nie dało się z nimi rozmawiać, ponieważ niczego nie przyjmowali do siebie, nazywali się tylko psami i bardzo się bali Józia i Miętalskiego.
Nie potrafili też uzyskać odpowiedzi na pytanie, dlaczego ci ludzie szczekają na nich. W końcu musieli uciekać, ponieważ z innych chałup też wyszli chłopi szczekając i prąc w ich kierunku. Co gorsza, prowadzili ze sobą prawdziwe psy i szczuli nimi obcych. Na szczęście usłyszeli jadący drogą samochód, który na ich widok zatrzymał się. Wysiadła z niego kobieta, jak się okazało, ciotka Józia, Hurlecka z domu Lin. Serdecznie sie przywitali i zabrała ich do majątku Bolimowo. Po drodze próbowała przypomnieć sobie, jak dawno się nie widzieli i wyszło na to, iż było to 28 lat wcześniej, gdy Józio miał dwa latka i krzyczał, gdy ktoś odebrał mu ogryzek jabłka.
Na miejscu ciotka przedstawiła mieszkańcom dworu Józia i Miętusa Konstantemu, nazywanego Kociem, Zygmusiowi i Zosi, wychowanicy wujostwa. Akurat trafili na okres chorób i na ich temat zeszła rozmowa, bo okazało się, iż wuj cierpi na reumatyzm a ciotka na serce, z kolei Zosia ma anemię a Zygmuś ból ucha.
Miętus zwrócił uwagę Józiowi na parobka stojącego przed ich pokojem i czekającego na rozkazy.
Józio wezwał go, aby nalał im wody do miednicy i otworzył okno. Po wyjściu parobka chwalił jego chłopską minę i gębę. Nie była to gęba sztuczna jak Miętusa, ale prawdziwa, zwykła i to się bardzo Miętalskiemu podobało, wręcz podniecało go. Zapytali też, jak ma na imię chłopak i dowiedzieli się, że jest to Walek.
Miętus zarzekał się, iż musi się zbratać z Walkiem (zdrobnienie od Walenty), bo inaczej zwariuje. Zbrataniem czy brataniem Miętus nazywał zbliżenie fizyczne (stosunek seksualny). Józio nie znał tego rodzaju miłości: mężczyzny do mężczyzny, więc dla niego pod określeniem “bratać się” krył się prawdopodobnie termin “zaprzyjaźnić się”.
Gdy parobek przyniósł wodę, Miętus kazał mu zawiązać sobie buty. Z kolei Józio pytał o rodzeństwo i wiek Walka, a także o to czy dziedzic go bije? Gdy Walek odpowiedział, że ma tylko siostrę, służy przy krowach, nie zna swojego wieku i że dziedzic go bije, Józio uderzył go w twarz i kazał odejść. Miętus zaprotestował. Wówczas przyszedł do ich pokoju kuzyn Zygmunt i rozmawiali do północy. Miętus gdzieś zniknął.
Godzinę później wrócił do pokoju i opowiadał Józiowi, że zbratał się z Walkiem. Znalazł go w kuchni i kazał mu uderzyć siebie w twarz. Parobek najpierw się zdziwił, ale potem kilkakrotnie powtórzył uderzenia. Przyszła wtedy służąca Marcyśka i zaczęli plotkować o Hurleckich.
Wytykali ich wady a wśród nich przede wszystkich nieróbstwo i lenistwo, które stały się przyczyną licznych chorób państwa. Hurleccy zajmowali się głównie doglądaniem lub oglądaniem chłopów przy pracy. Panowie lubili podglądać dziewczyny a najbardziej pan Zygmunt. Miał on we wsi wdowę, z która spotykał się w krzakach koło stawu. Raz podglądał Marcyśkę a potem dał jej złotówkę, aby nikomu nie mówiła, że niby był pijany. Zosia z kolei chodziła podglądać parobków. Rozmowę Miętusa z parobkiem i Marcysią przerwał kamerdyner Franciszek.
Po rozmowie z kolegą Józio zrozumiał, że kamerdyner doniesie wujostwu prawdę o relacjach Miętusa ze służbą i mogą mieć nieprzyjemności. Odkrył też inną prawdę dotyczącą gospodarzy dworu. Hurleccy z pewnością zdawali sobie sprawę z faktu, iż służba wiedziała o nich bardzo dużo i miała na ich temat swoje zdanie. Niemniej jednak szlachta tradycyjnie traktowała chłopów jak zwierzęta, niewolników i bezmyślnych chamów.
Tępiła wszelkie oznaki krytyki i myślenia, mówienia prawdy wśród poddanych, bojąc się wręcz tego. Prawdopodobnie dlatego, iż świadomi swojej niedoli chłopi mogliby przeciwstawić się uciskowi Hurleckich. To nie było sprawiedliwe, że garstka właścicieli ziemskich żerowała na pracy niewolniczej chłopów. Co gorsza, z państwa też wychodziły “ślepia chamidłów”, kulturą nie różnili się zbytnio od chłopów. W ten sposób Gombrowicz zwraca uwagę na konieczność reform społecznych w ojczyźnie, która odzyskała wolność i miejsce na mapie, lecz wraz z tym wrócił dawny feudalny ustrój społeczny.
Rozdział XIV – HULAJGĘBA I NOWE PRZYŁAPANIE
Józio miał rację. Ciotka i wuj wiedzieli wszystko o postępowaniu Miętusa. Mówili o tym kolejnego dnia. Wuj Konstantyn podejrzewał Miętusa o homoseksualizm, ale Józio próbował zaprzeczać, mówiąc, iż Miętus chciał się tylko bratać jak chłopak z chłopakiem. Pan chciał uderzyć Walka, ale parobek nie zląkł się, nawet namawiał go, ponieważ Miętusowi podobał się bity parobek jeszcze bardziej. W końcu do rozmowy włączył się Franciszek.
Jego zdaniem parobka należało oddalić z pałacu, gdyż zbytnio spoufalił się z państwem i młodym panem. Franciszek opowiedział też, że nocą przyłapał ich na rozmowie w kuchni i Walek “wszystko im wygadał”. To zabrzmiało, jakby parobek zdradził Miętusowi najdroższe tajemnice Hurleckich. Józio miał powody do zmartwień. Plotka o “brataniu się” panicza z parobkiem obległa całą wieś i wzburzyła chłopów. Z ich opinią należało się liczyć.
Miętus przepadł gdzieś bez wieści i zaczęto go szukać. Józio z wujostwem i Zygmuntem znaleźli go na polanie. Był z Walkiem. Młodzieńcy zbliżali się do siebie zachwyceni. Miętus dawał Walkowi pieniądze. Gdy parobek zobaczył Hurleckich, uciekł do lasu.
Rozmowa z Miętusem w jego błogim stanie nie prowadziła do niczego. Konstanty zapowiedział wyrzucenie Walka (zdrobnienie od Walenty) z pracy, chciał też uniknąć niepotrzebnego skandalu. W którymś momencie Miętus zaczął uciekać w stronę lasu i wszyscy zaczęli go gonić.
Józio dopadł go pierwszy. Miętus potknął się i runął. Gdy mógł mówić do Józia, bąkał coś językiem parobków, że niby jego “kolegę przekabacili” – dziedzice przeciągnęli na swoją stronę. Józio nalegał, by Miętalski wrócił do domu. Była tam już Zosia, która nabawiła się gorączki. Gdy zbierała grzyby i zobaczyła biegnących Miętusa i Józia, również zaczęła panicznie biec. Walek siedział w kuchni.
Zygmunt zapowiedział, że Józio i Miętus muszą opuścić dwór kolejnego dnia porannym pociągiem do Warszawy. Franciszek drwił, określając ich mianem rewolucjonistów bolszewickich.
Miętus nie chciał opuścić dworu bez Walka. Mówił językiem parobka, ale Józio rozumiał go. Zaplanowali więc nocną ucieczkę, bali się tylko reakcji psów. Te jednak znały parobka i plan mógł się powieść.
Nocą Józio poszedł do kuchni i dał po gębie Walkowi, który nie mógł się zdecydować: uciekać z nimi czy też nie? Józio obiecał mu opiekę. Na rozmowie omal nie przyłapał ich Konstanty. Obudził się też Zygmunt i Franciszek, jakby wszyscy czuwali, spodziewając się czegoś złego. Józio z Walkiem schowali się za kotarą w pokoju stołowym.
Franciszek znalazł Walka, ale obecność Józia za kotarą przemilczał. Na pytanie Zygmunta, “Co Walek tam robił?”, Franciszek odpowiedział, że chciał ukraść srebra, co było kłamstwem. Walek zaprzeczał, ale nikt nie stanął w jego obronie i Zygmunt zaczął go bić. Dołączył do niego Franciszek i bili Walka, dopóki się nie zmęczyli. Następnie kazali mu nakryć do stołu, a także przynieść jedzenie i wódkę. Przyłączył się do uczty Konstanty. Zaczęli pić i wołali do Walka, że jedzą i piją swoje.
Schowany Józio nie wiedział, co ma robić? Do pokoju przyszedł Miętus i rzucił się na Konstantego. Walek stanął w jego obronie. Przez okna widać było innych parobków, którzy przyszli tam kierowani ciekawością i hałasami. Widzieli wcześniej, jak państwo bili Walka i teraz ośmieleni rzucali w szyby kamieniami, wchodzili do dworu.
Narrator sugeruje, iż zaczęli wszyscy razem bratać się ze sobą. Tutaj termin bratać się oznacza zupełnie coś innego niż w relacjach Miętus – Walek, mianowicie podawanie sobie dłoni w celu otwarcia na innych. Hurleccy robili to, aby uspokoić chłopów mogących ich pobić.
Korzystając z zamieszania, Józio pobiegł do ciotki i przyprowadził ją do pokoju stołowego. Następnie postanowili uciec z dworu. Napotkaną Zosię porwał ze sobą. Zatrzymali się dopiero na łące, gdzie Józio przeliczył pieniądze i podjął decyzję, iż pojadą do Warszawy. Wyznał Zosi miłość a ona była bardzo szczęśliwa.
Kiedy szli w stronę stacji, Józio głośno krzyczał i z kimś rozmawiał sam ze sobą. Zwróciła mu uwagę na fakt, iż są sami. Pocałowali się. Józio – jak mówi narrator – musiał pocałować jej “gębę”, ponieważ ona pocałowała “swoją gębą jego gębę”. Termin “gęba” oznacza tutaj ich stan emocjonalny. Zaskoczeni nową sytuacją, sami nie wiedzieli, co robią i co mają robić. Pozwolili kierować ich losem swojej intuicji.
Narrator dodaje na zakończenie powieści, iż ucieczka z „gęby” jest możliwa tylko w inną „gębę”, podobnie jak wcześniej twierdził, iż ucieczka z formy jest możliwa tylko w inną formę.
Oprac.Rozdziały 1-2Rozdziały 3-5Rozdziały 6-9Rozdziały 10-12Rozdziały 13-14PlanMiniInterp.